Jolanta Szymczyk-Przewoźna: Parlament Europejski przyjął projekt przepisów, które zakładają, że do 2028 roku wszystkie nowe budynki mają być zeroemisyjne, a do 2026 te, które użytkuje władza. Do 2030 wszystkie budynki mieszkalne mają mieć klasę E. Trzy lata później wszystkie mają mieć klasę jeszcze lepszą - D. Pytanie podstawowe: czy jest to realny plan?

Reklama

Prof. Jerzy Buzek, europarlamentarzysta i były premier: To wyjściowa propozycja Parlamentu. Ostateczny kształt tej dyrektywy ustalony zostanie w tak zwanych trialogach - negocjacjach z Komisją Europejską i Radą UE, czyli państwami członkowskimi. A warto pamiętać, że obydwie te instytucje mają, zwłaszcza w niektórych kwestiach, dość odmienne stanowisko. Dla przykładu: Komisja proponuje, aby dopiero od 2030 r. każdy nowy budynek w Unii był zeroemisyjny, a nowe budynki publiczne – od 2027 r. Podobnie ze standardami energetycznymi: projekt KE zakłada, co prawda, wspomniane daty 2030 i 2033, ale dla niższych klas – odpowiednio „F” i „E”.

Jak przekonać do tego ludzi? Patrząc na wyniki głosowania wśród europosłów jest wielu przeciwników tych przepisów. W Polsce już czytamy w Internecie, że to ekoterroryzm i program „własny dom tylko dla milionerów”. Działanie w interesie producentów materiałów budowlanych, a nie przysłowiowych Kowalskich.

W PE problemem była nie cała dyrektywa, ale pewne szczegółowe zapisy, z których wiele, jestem o tym przekonany, ulegnie zmianom w trialogach. W Polsce natomiast problemem są, mam wrażenie, nie tyle „przysłowiowi” Kowalscy, co głównie niektórzy „polityczni” Kowalscy, którzy wobec nikłych słupków poparcia i dla zbijania wyborczego kapitału wykorzystają każdą okazję, by atakować Unię, straszyć nią i ją obrzydzać.

Reklama

Polki i Polacy są jednak mądrzejsi. Przezorni i potrafiący liczyć pieniądze. To nie przypadek, że w ubiegłym roku, wobec szalejących cen energii i pilnego odchodzenia od węgla czy gazu z Rosji, padł w Polsce rekord zainstalowanych pomp ciepła. Podobnie sprawa ma się z panelami słonecznymi i to mimo rzucanych ich właścicielom przez rządzących kłód pod nogi.

Jednocześnie trwający kryzys energetyczny dobitnie pokazał, że ci, których niektórzy politycy chcą rzekomo bronić przed zieloną transformacją, są właśnie najbardziej narażeni na skutki jej braku. Nie było ich stać ani na nagłą inwestycję w panele słoneczne, pompę ciepła, wymianę okien czy ocieplenie domu, ani na zakup węgla czy opału. I nie miało to związku z żadną dyrektywą unijną! Tym ludziom, to oczywiste, należy bezwzględnie pomóc tak, by stali się beneficjentami transformacji, a nie jej mimowolnymi hamulcowymi w rękach populistów.

CAŁY WYWIAD CZYTAJ NA GAZETAPRAWNA.PL>>>