Raport przygotowany przez posła Arkadiusza Mularczyka wraz z szeregiem naukowców wymienia zbrodnie popełnione przez Niemców w Polsce w czasie II wojny światowej i próbuje je oszacować - przypomniał "Welt". "Jest to trudne przedsięwzięcie. Ile pieniędzy - to jest kluczowe pytanie - może być warte ludzkie życie? Okrucieństwa, które wymienia Mularczyk, są jednak jeszcze bardziej niewyobrażalne, niż 1,3 biliona euro" - podkreślił niemiecki dziennik.

Reklama

Żaden kraj nie ucierpiał tak jak Polska

"Mierząc (pod względem) wielkości, żaden kraj nie ucierpiał tak bardzo pod okupacją niemiecką, jak Polska" - oznajmił Fritz, wymieniając niektóre dane z raportu.

To, że dzisiejsi Niemcy odmawiają zapłacenia 1,3 biliona euro, bo uważają, że ich nie stać, to jedno. "Drugie to fakt, że odmawiają zaangażowania się w debatę na temat winy i zadośćuczynienia. Ten brak zainteresowania tematem jest dostrzegany w Polsce" - zauważył "Welt".

Reklama

Żądana kwota "jest tak wysoka, że trzeba by ją spłacać przez dziesiątki lat, a może nawet pokolenia". "Jednak to, że Niemcy nie mogą płacić tylko z tego powodu, ignoruje fakt, że wielu Polakom chodzi również o uznanie. Chodzi o to, by uświadomić żyjącym dziś Niemcom historyczne cierpienia ludzi w okupowanej Polsce i ich traumy, które trwają do dziś" - napisał Fritz.

Chodzi o coś więcej, niż pieniądze

Reklama

Podkreślił także, że "większość osób w Polsce popiera wysiłki rządu na rzecz zadośćuczynienia, i to nie tylko blok wyborczy PiS". Jak podkreślił, ten postulat popiera nawet opozycja, a zatem jest to więc coś więcej, niż kampania wyborcza. "Przede wszystkim chodzi o coś więcej, niż pieniądze" - dodał.

Zdaniem autora "żaden Niemiec przy zdrowych zmysłach nie neguje mordów w okupowanej Polsce, maszyny do zabijania, Auschwitz". Ale wiedza wielu Niemców "często nie wykracza poza wymienienie obozów zagłady". "Zdecydowanie zbyt wielu wciąż myli powstanie w getcie z powstaniem warszawskim (...). O masakrze na Woli, na przykład, w większości nigdy nie słyszeli" - powiadomił Fritz.

Do tego dochodzi "pruski chłód kanclerza, dla którego kwestia reparacji jest rozstrzygnięta ostatecznie w świetle prawa międzynarodowego, ale który jednocześnie nie neguje moralnego obowiązku wobec Polski i tym samym trzyma się starej, znanej formuły rządów Merkel". Cyniczne jest wyznawanie odpowiedzialności po to, by oświadczyć, że nie wynikają z niej żadne konsekwencje - podkreślił autor artykułu.

Zwrócił również uwagę, że "nie pojawiają się nawet kontrpropozycje, jak miało to miejsce w 2020 roku, kiedy przynajmniej poseł Partii Zielonych Manuel Sarrazin włączył się do polskiej debaty i zaproponował utworzenie dwóch funduszy, które miałyby pokryć koszty leczenia ocalałych, a także wypłacić odszkodowania ich dzieciom".

Nie można wykluczyć, że "presja na Niemcy na arenie międzynarodowej będzie narastała i Berlin będzie w pewnym momencie zmuszony do działania, niezależnie od kwestii prawnych" - zauważył Fritz. Byłoby jednak wstyd, gdyby Niemcy podjęły działania tak późno i pod presją - przyznał.

Chowanie się za paragrafami jest słabe - ocenił dziennikarz. "Niemcy nie muszą płacić tych bilionów, ale rząd niemiecki nie powinien unikać debaty i przedstawić kontrpropozycje zamiast nie robić nic. Jest to winien ofiarom i osobom, które przeżyły" - czytamy na łamach dziennika.

Z Berlina Berenika Lemańczyk