Ukraina już wprowadziła zakaz eksportu jęczmienia, żyta, prosa i gryki, a także cukru, soli i mięsa. Na eksport pszenicy, kukurydzy i oleju słonecznikowego wprowadzono natomiast licencje eksportowe. Kijów zakazał eksportu nawozów, które już dziś osiągają rekordowe ceny. Ograniczenia wywozu obowiązują też w Rosji. I choć nie oznacza to, że żywności w Europie zabraknie, to trzeba liczyć się ze znacznym wzrostem cen.
Zwłaszcza jeśli z powodu wojny duża część ukraińskich rolników nie będzie mogła obsiać pól i zebra plonów.
Analitycy Goldman Sachs spodziewają się, że na rynku zbóż czeka nas największy szok od półwiecza.
Odczują go producenci, a docelowo też konsumenci, bo to oznacza wzrost cen mięsa drobiowego i wieprzowego, wyrobów piekarskich, mleczarskich, ale i tłuszczów.
– W zasadzie trudno o kategorie, która nie zdrożeje. Szczególnie, że producenci borykają się nie tylko z podwyżkami cen surowców, ale i energii czy transportu na skutek drogich paliw – mówi Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Z drugiej strony ekonomiści PKO BP wskazują, że na rosnących cenach zyskać mogą m.in. polscy eksporterzy zbóż.
Największa cenę za skutki wojny na rynku żywności zapłacą najbiedniejsze kraje, w których klimat nie pozwala na rozwijanie upraw. Unia Europejska i Chiny kryzys żywnościowy zmusi do zwiększenia starań o wzrost własnej produkcji.
Wyzwaniem będzie pogłębiające się ubóstwo i widmo głodu dużych obszarów globu.
CZYTAJ WIĘCEJ WE WTORKOWYM WYDANIU "DZIENNIK GAZETA PRAWNA">>>