Pandemia skłoniła wielu potentatów i ich rodziny do pozostawania w Singapurze całymi miesiącami, niektórzy zamierzają tam zamieszkać na stałe. Według danych zebranych przez Johns Hopkins University, przykładowo w Malezji i Indonezji wskaźniki śmiertelności w przeliczeniu na jednego mieszkańca są odpowiednio ponad 10 i 30 razy wyższe niż w Singapurze.
Od końca 2019 r. liczba firm zajmujących się obsługą zamożnych rodzin podwoiła się w państwie-mieście do ok. 400, a wśród nich znalazły się biura obsługujące chińskiego miliardera Shu Pinga czy współzalożyciela koncernu Google Sergeya Brina.
Wzrosły ceny nieruchomości, podobnie jak popyt na karty członkowskie w prywatnych klubach golfowych (w jednym z nich, Sentosa Golf Club, opłata członkowska wzrosła w czasie pandemii o 40 proc., do 378 tys. dolarów). W mieście rozwijają się też globalne banki, by zarządzać napływem aktywów.
Przejawy bogactwa i rosnące ceny
Cytowany przez Bloomberga Toby Carroll, ekonomista polityczny na City University w Hongkongu, powiedział, że widoczne przejawy bogactwa i rosnące gwałtownie ceny mogą zwiększyć nierówności społeczne. To może mieć negatywny wpływ na większość mieszkańców, którzy borykają się z rosnącymi kosztami życia. Spadająca mobilność społeczna i pogłębiające się nierówności źle wróżą spójności społecznej - dodał.
Zaostrzenie zasad wjazdu na granicach spowodowane wzrostem liczby zakażeń koronawirusem i odwołanie wydarzeń takich jak Światowe Forum Ekonomiczne mogą częściowo zahamować migrację bogaczy do Singapuru, ale na króko - ocenił Bloomberg.
Dla Singapuru - bardziej niż inne azjatyckie państwa polegającego na handlu i otwartych granicach - lockdown i restrykcje w podróżach są problematyczne, ponieważ z jednej strony może stać się przez nie nieatrakcyjny dla globalnych inwestycji, ale z drugiej strony brak kontroli nad wirusem może spotkać się spotkać z krytyką władz oraz utratą "reputacji bezpiecznego centrum regionalnego".