Jednak o tym, czy te zapewnienia są prawdziwe, przekonamy się dopiero jutro. Wtedy okaże się, czy Rosjanie zawieszą dostawy na Ukrainę, czy nie.

Tymoszenko z jednej strony uspokaja, że Gazprom nie przerwie dostaw dla Ukrainy. Ale zaraz potem dodaje, że Ukraina nie podda się żadnemu szantażowi cenowemu.

Reklama

Skąd pewność, że gaz będzie płynąć? "Rozmowy, które przeprowadziliśmy przez telefon w sobotę i w niedzielę doprowadziły do tego, że strona rosyjska, a dokładniej pierwszy wicepremier Iwanow, poinformowała, że gaz dla Ukrainy nie będzie odcięty" - zapewnia Tymoszenko. I przekonuje, że zachodni odbiorcy - w tym Polska - nie mają się czego obawiać.

Tymczasem Gazprom ogłosił, że jeśli do jutra rozmowy z Kijowem nie przyniosą rezultatu, to zakręci kurki z gazem jutro o godzinie 18 (godzina 16 czasu polskiego).

Tymoszenko deklaruje, że jej kraj jest gotów zapłacić długi. Ale według cen zapisanych w umowach i dotyczących surowca wydobywanego w Azji Środkowej. Tymczasem Gazprom wyliczył zaległości według stawek za rosyjski gaz, który jest prawie dwa razy droższy. Stąd różnica: Ukraina uważa, że jej dług wynosi niewiele ponad miliard dolarów, a Rosjanie szacują go na półtora miliarda dolarów.