Aby zminimalizować ryzyko przenoszenia się poza UE firm, których produkcja związana jest z wysoką konsumpcją energii elektrycznej, dostają one rekompensaty. Mają one zapobiegać tzw. ucieczce emisji przemysłów energochłonnych i zatrzymać je w Unii, choć tutejsza energetyka musi nabywać coraz droższe pozwolenia na emisję CO2.

Reklama

Z przecieków z Komisji Europejskiej wynika, że liczba sektorów, które mogą dostawać rekompensaty zgodnie z zasadami unijnej pomocy publicznej ma być ograniczona. Urzędnicy w Brukseli opracowują bowiem nowe wytyczne w tej sprawie, które wprawdzie mają być przyjęte w trzecim kwartale 2020 r., ale pierwszy projekt ma się ukazać już w najbliższych tygodniach.

Polscy eurodeputowani, zasiadający w komisji przemysłu badań i energii oraz komisji środowiska, wystosowali pismo do wiceszefa KE Fransa Timmermansa, odpowiedzialnego za Europejski Zielony Ład oraz wiceszefowej KE ds. konkurencji Margrethe Vestager, aby zwrócić ich uwagę na ten problem.

W piśmie, które upublicznił wiceszef komisji przemysłu Zdzisław Krasnodębski (PiS), podkreślono, że jeśli proces przechodzenia firm wysokoemisyjnych na źródła odnawialne ma być kontynuowany, ceny energii eklektycznej muszą być dla nich dalej dostępne. "Najlepiej można to osiągnąć poprzez mechanizm kompensacji, jaki przewiduje niedawno znowelizowana dyrektywa ETS" - czytamy w dokumencie.

Polscy eurodeputowani podkreślili w nim, że dyrektywa ta zawiera zapisy, których celem jest zminimalizowanie zakłóceń w konkurencji na jednolitym rynku, takie jak np. wynoszący maksymalnie 25 proc. pułap dochodów z aukcji pozwoleń na emisję.

Problem nie dotyczy tylko Polski, ale też innych krajów, w tym Niemiec, Belgii i Francji, gdzie zmiana modelu oceny pomocy publicznej mogłaby być niekorzystna dla tamtejszych firm. Alarm w tej sprawie podniósł m.in. Business & Science Poland (BSP), który zrzesza m.in. KGHM, Grupę Azoty i Orlen.

Pod listem - poza Krasnodębskim - podpisał się Jerzy Buzek (PO), Ewa Kopacz (PO), Marek Balt (SLD), Adam Jarubas (PSL), Izabela Kloc (PiS), Łukasz Kohut (Wiosna), Joanna Kopcińska (PiS), Elżbieta Kruk (PiS), Janusz Lewandowski (PO), a także Jacek Saryusz-Wolski, Grzegorz Tobiszowski, Jadwiga Wiśniewska i Anna Zalewska (z PiS).

Reklama

"Reformując system handlu emisjami CO2 na lata 2021-30 udało się nam obronić system rekompensat dla firm energochłonnych. W Polsce to nawet 1,3 mln miejsc pracy! Istotne teraz, by utrzymać to w opracowywanych obecnie nowych wytycznych - o to apelujemy do KE we wspólnym liście" - napisał na Twitterze Buzek.

"Czasami udaje się coś zrobić razem" skomentował z kolei Krasnodębski, dziękując sygnatariuszom za wsparcie.

Zgodnie z przepisami dyrektywy EU ETS wytwórcy energii elektrycznej objęci są systemem handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych. Choć część uprawnień otrzymują wciąż bezpłatnie, to produkcja prądu ze źródeł kopalnych wymaga zakupu coraz droższych uprawnień do emisji CO2. A poniesione przez wytwórców energii koszty uprawnień do emisji znajdują odzwierciedlenie w wyższej cenie energii elektrycznej na rynku hurtowym.

Formuła wyliczania wysokości rekompensat uwzględnia średnie ceny uprawnień do emisji, a rosnące ceny uprawnień przekładają się na wyższy poziom rekompensat. W rezultacie rekompensaty istotnie obniżają koszty zakupu energii. Zgodnie ze znowelizowaną dyrektywą ETS, rekompensaty można finansować z przychodów ze sprzedaży aukcyjnej uprawnień do emisji. W Polsce w 2018 r. dochody z aukcji wyniosły ok. 5 mld zł.