Według informacji ekonomicznego dziennika "Handelsblatt" Gazprom chce wydzielić z całego projektu odcinek o długości 12 mil morskich przebiegający przez niemieckie wody terytorialne i w razie konieczności oddać go pod zarząd powołanej spółki. Wówczas reszta rurociągu - o długości 1200 kilometrów - nie byłaby objęta unijną dyrektywą, która zakłada, że operator gazociągu musi być niezależny od dostawcy gazu. Regulacja obejmuje też firmy spoza Wspólnoty, czyli m.in. rosyjski Gazprom i operatora budowanego gazociągu Nord Stream 2 z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie.
Jak jednak podkreśla "Handelsblatt", Komisja Europejska dokładnie obserwuje to, co się dzieje wokół NS 2 w Niemczech.
- Ostrzegłem już KE przed takimi manewrami ze strony operatora gazociągu - powiedział dziennikowi europoseł niemieckich Zielonych Reinhard Buetikofer. - Komisja zapewniła mnie, że byłoby to niezgodne z dyrektywą - dodał. Gdyby zatem Gazprom zaczął realizować swój pomysł, mogłoby to doprowadzić do sporu prawnego z KE - wnioskuje "Handelsblatt".
W ubiegłą środę niemiecki Bundestag przyjął nowelizację ustawy o zaopatrzeniu w energię elektryczną i gaz, która stanowi implementację dyrektywy gazowej UE oraz dotyczy m.in. Gazpromu i Nord Stream 2. Za nowelizacją głosowali posłowie koalicji rządowej CDU/CSU i SPD oraz opozycyjnej FDP.
Dyrektywa zakłada, że spod jej obowiązywania mogą być wyłączone gazociągi, których budowa została ukończona przed 23 maja 2019 roku.
Budowa NS2 wciąż trwa. Zostanie ona zakończona prawdopodobnie w połowie 2020 roku.