To oznacza, że kto spróbuje osiągnąć niedozwolone – według fiskusa – korzyści podatkowe, ten nie tylko je straci, ale dodatkowo zapłaci. Kara wyniesie 10 proc. zaniżenia dochodu lub zawyżenia straty podatkowej, a gdy korzyść będzie dotyczyć innego podatku niż dochodowy – 40 proc.
To nie wszystko, bo dodatkowe zobowiązanie może być dwa, a nawet trzy razy wyższe. W skrajnych przypadkach wyniesie więc 120 proc. – Czyżby klauzula nie zadziałała, a resort przyznał się do błędu? – pyta Agnieszka Bieńkowska, partner w Gekko Taxens. Zastanawia się też, czy nowe rozwiązania odniosą pożądany skutek. – Na pewno wystraszą podatników, ale raczej drobnych – uważa. Nie sądzi natomiast, aby rozwiązanie to odstraszyło prawdziwych przestępców.
Eksperci negatywnie oceniają też inne zaproponowane zmiany. – Idą one w zdecydowanie przeciwnym kierunku niż zapowiadane przez rząd uproszczenia dla firm. I to bez wyraźnego uzasadnienia – twierdzi Agnieszka Wnuk, partner w Crido. Ze szczególną krytyką spotyka się planowany exit tax, czyli podatek od niezrealizowanych zysków, który będą płacić przedsiębiorstwa i osoby przy wyprowadzce za granicę.
Kontrowersje budzą też propozycje dotyczące obowiązku powiadamiania urzędników o schematach podatkowych, m.in. przez doradców podatkowych czy adwokatów. – Pod sztandarem walki z optymalizacjami fiskus ma ochotę na jeszcze większe ingerowanie w prywatność podatników – komentuje Piotr Augustyniak, partner w PATH Augustyniak, Hatylak i Wspólnicy.
Krytycznie oceniane są także propozycje dotyczące podatku pobieranego u źródła. Zdaniem Agnieszki Wnuk drastycznie zwiększają one obowiązki po stronie płatników, a także generują dodatkowe zadania dla administracji.
MF dało partnerom społecznym 14 dni na konsultacje. Zdaniem ekspertów to za mało czasu na odniesienie się do obszernych zmian spisanych na ponad 150 stronach (dodatkowe 200 stron to uzasadnienie projektu).
Ministerstwo Finansów przyznaje, że wprowadzona ponad dwa lata temu klauzula przeciwko unikaniu opodatkowania nie przynosi spodziewanych efektów. Działa bowiem tak, że podatnik traci tylko to, co chciał zyskać. Ryzykuje jedynie zapłatą odsetek od zaległości (8 proc.).
– To za mało, by odwieść podatników od podjęcia ryzyka stosowania sztucznych konstrukcji – uważa resort finansów. Jego zdaniem klauzula może wręcz zachęcać do podejmowania takiego ryzyka.
Dlatego resort chce wprowadzić sankcję, która przekroczy oczekiwane korzyści, a tym samym zniechęci do popełniania czynów zabronionych.
10 lub 40 proc.
Zasadniczo sankcja ma wynieść:
- 10 proc. zaniżenia dochodu do opodatkowania lub zawyżenia straty podatkowej, albo
- 40 proc. korzyści, gdy będzie ona dotyczyć innego podatku niż dochodowy.
Ale to nie wszystko, bo dodatkowe zobowiązanie może być dwa, a nawet trzy razy wyższe.
Słabość klauzuli
– Uzasadnienie ministerstwa jest dość osobliwe. Czyżby resort przyznawał się do błędu? – pyta Agnieszka Bieńkowska, partner w Gekko Taxens.
Zastanawia się też, czy nowe rozwiązania odniosą pożądany skutek. – Na pewno wystraszą podatników, ale raczej tych drobnych, którzy nie wiedzą, czy np. przekształcenie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością w spółkę komandytową jest już niedozwoloną optymalizacją, czy jeszcze nie – uważa ekspertka.
Nie sądzi natomiast, aby rozwiązanie to odstraszyło przestępców, mimo podwojenia lub nawet potrojenia stawki dodatkowego zobowiązania podatkowego – uważa Bieńkowska.
Podkreśla, że już dziś narażenie Skarbu Państwa na uszczuplenie jest zagrożone karą pozbawienia lub ograniczenia wolności. – A mimo to są tacy, którzy się na to decydują – mówi ekspertka.
Kiedy sankcja
Sankcja ma być wymierzana zawsze, gdy urząd zastosuje:
- generalną klauzulę przeciwko unikaniu opodatkowania, zapisaną w ordynacji podatkowej (art. 119a);
- małe klauzule przeciwko unikaniu opodatkowania, przewidziane w ustawach o PIT i CIT, oraz
- środki ograniczające umowne korzyści (to nowe pojęcie, które ma dotyczyć nadużywania umów o unikaniu podwójnego opodatkowania).
Sankcyjny podatek grozi też podmiotom powiązanym, gdy będą stosować nierynkowe ceny, a także płatnikom za nadużycia przy wypłacaniu nierezydentom należności z tytułu dywidend, odsetek, należności licencyjnych.
Zasadniczo ma on wynosić 40 proc. kwoty korzyści. Jeśli jednak wydawana będzie decyzja w zakresie PIT lub CIT (gdzie podstawą opodatkowania jest dochód), to dodatkowe zobowiązanie wyniesie 10 proc. sumy składników decyzji. Przez sumę tę rozumie się:
- zawyżenie lub powstanie straty podatkowej;
- zaniżenie lub niepowstanie dochodu do opodatkowania.
10- proc. sankcja obejmie też płatników PIT i CIT.
Nawet 120 proc.
Dodatkowe zobowiązanie (40 proc. lub 10 proc.) będzie mogło zostać podwojone, a nawet potrojone.
Wyniesie dwukrotność, gdy korzyść przekroczy 15 mln zł (wówczas podwójny podatek będzie ustalany dla nadwyżki ponad 15 mln zł).
Piętnowana będzie też recydywa, bo podwójne stawki będą nakładane na tych, którzy w ciągu ostatnich 10 lat dopuścili się podobnych zabronionych czynów.
Podwójną stawką mają też być karani podatnicy, którzy nie przedłożą fiskusowi dokumentacji podatkowej w zakresie cen transferowych, a zaniżą dochód.
Jeśli korzyść w tym przypadku przekroczy 15 mln zł, to sankcja będzie potrójna.
Z projektu wynika, że stawki (podstawowe i podwyższone) będą mogły zostać o połowę obniżone – jeżeli podatnik sam skoryguje rozliczenia. Będzie to więc rozwiązanie podobne do tego, które już dziś funkcjonuje w ordynacji podatkowej w kontekście obniżenia odsetek za zwłokę.
Negatywne skutki
Michał Wilk, radca prawny i doradca podatkowy z kancelarii Wilk Latkowski, zwraca uwagę, że dodatkowe zobowiązanie podatkowe będzie nakładane obligatoryjnie. Słowem, organ podatkowy nie będzie mógł odstąpić od nałożenia sankcji.
– Jakkolwiek działania wymierzone przeciwko unikaniu opodatkowania są słuszne, to jednak w mojej ocenie stosowanie tego rodzaju sankcji jest już nieuzasadnione i narusza równowagę pomiędzy organami podatkowymi a podatnikami. Takie antyabuzywne instrumenty z natury rzeczy wprowadzają spory margines niepewności prawa, a ich stosowanie może być obarczone pewną arbitralnością organów podatkowych – uważa ekspert.
W jego przekonaniu może to dodatkowo odstraszać zagranicznych podatników od inwestowania w Polsce. Może też przyspieszyć decyzje o przeniesieniu działalności za granicę.
W uzasadnieniu do opublikowanego projektu nowelizacji Ministerstwo Finansów argumentuje, że podobne rozwiązania funkcjonują też w innych państwach, np. Australii (gdzie w niektórych przypadkach trzeba zapłacić nawet więcej niż 100 proc. korzyści podatkowej), we Francji (40 proc. lub 80 proc.) czy w Wielkiej Brytanii (co najmniej 60 proc.).