Ranking 50 najbardziej wpływowych ludzi polskiej gospodarki – miejsca 1-10

1. MATEUSZ MORAWIECKI
PAP / Paweł Supernak

Imponujący wzrost wpływów z podatku od towarów i usług, utrzymująca się przez większą część roku nadwyżka w budżecie, nienotowane od lat tempo wzrostu gospodarczego, nominalny spadek długu Skarbu Państwa czy przyjęcie przez rząd długo wypracowywanej Konstytucji biznesu (a potem, już na początku tego roku, uchwalenie jej przez Sejm), a przede wszystkim wpływ na wszystkie najważniejsze decyzje kształtujące politykę gospodarczą – to tylko kilka powodów, dla których premiera Mateusza Morawieckiego umieściliśmy na szczycie naszego zestawienia.

Reklama
Morawiecki, łącząc we wrześniu 2016 r. stanowiska ministra rozwoju i finansów, dużo ryzykował: skupił w ręku właściwie całą gospodarczą władzę w rządzie, co wzmocniło jego pozycję w politycznej grze, ale też postawiło na świeczniku. Niezależnie od ocen, jakie można wystawić po ponad roku działania tego eksperymentu, można bez wątpliwości uznać, że skoro Morawiecki został premierem, to z jego punktu widzenia był to udany pomysł.
Wysoka pozycja w naszym rankingu jest „w uznaniu zasług”, ale i „na zachętę”. W uznaniu zasług, bo będąc ministrem finansów, Mateusz Morawiecki miał się czym pochwalić. To na jego konto idzie uzyskanie rekordowo niskiego deficytu finansów publicznych w ubiegłym roku. To on jest kojarzony ze skutecznym zagęszczeniem fiskalnego sita. Choć kierując resortem finansów, częściowo zbierał plon z tego, co zasiał poprzednik Paweł Szałamacha (np. z przyjętego jeszcze w 2016 r. pakietu paliwowego, ze zmian w ustawie o VAT, takich jak przywrócenie sankcji za zaniżanie podatku czy rozszerzenia obowiązku przekazywania jednolitego pliku kontrolnego na średnie i małe firmy), to za władztwa Morawieckiego w Ministerstwie Finansów przeprowadzono – bez uszczerbku dla dochodów budżetowych – głęboką reformę służb skarbowych. I skonstruowano podatkowe armaty, które mają wypalić w tym roku: split payment w VAT i ustawę STIR przeciwdziałającą wykorzystywaniu banków do przestępstw skarbowych.
Dlaczego „na zachętę”? Morawiecki jako wicepremier odpowiedzialny za gospodarkę stracił nadzór nad Powszechnym Zakładem Ubezpieczeń, a próba przeforsowania Rafała Antczaka na prezesa Giełdy Papierów Wartościowych skończyła się niepowodzeniem. Nie udało się też zaprezentować projektów kluczowych dla tzw. planu budowy kapitału będącego częścią Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Chodzi o pracownicze plany kapitałowe i sprywatyzowanie trzech czwartych aktywów otwartych funduszy emerytalnych. Wicepremier Morawiecki nie przekonał do tych pomysłów kolegów z rządu. Premierowi Morawieckiemu będzie dużo łatwiej.
2. UKRAIŃCY
Shutterstock

Zbiorowy bohater polskiej gospodarki, a przynajmniej ważny i jasny punkt na naszym rynku pracy. Ukraińców zaczęliśmy dostrzegać po rosyjskiej agresji na Krym i konflikcie w Donbasie już nie tylko w naszym rolnictwie czy sadownictwie, ale w wielu innych branżach. Z danych resortu pracy wynika, że tylko w ubiegłym roku pracodawcy wystawili w pośredniakach ponad 1,7 mln oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy Ukraińcom. To dla nich najszybsza i najpopularniejsza forma zatrudnienia. Pozwala na legalną pracę przez pół roku w ciągu 12 miesięcy. Liczba oświadczeń w porównaniu z 2016 r. zwiększyła się o ponad jedną trzecią. Porównując z rokiem 2014 r., kiedy fala migracyjna ze Wschodu zaczęła mocno wzbierać, wzrost wyniósł przeszło 350 proc. Choć nie wszystkie wystawione oświadczenia kończą się podjęciem pracy – często na jedną osobę wystawionych jest kilka – to liczby i dynamika wzrostu i tak robią wrażenie. Szczególnie jeśli dodać do tego osoby, dla których wydano pozwolenia na pracę – znacznie stabilniejsze i pozwalające myśleć o pozostaniu w Polsce na stałe. Ukraińcy dostali ich w pierwszej połowie 2017 r. ponad 91 tys. i było to aż 85 proc. wszystkich pozwoleń na pracę wystawionych w naszym kraju. Ich liczba była o zaledwie 15 tys. niższa niż za cały 2016 r. Migracyjna fala ze Wschodu oprócz łatania deficytów siły roboczej pozytywnie odbija się też na kondycji systemu ubezpieczeń społecznych dzięki odprowadzanym przez imigrantów składkom. 308 tys. Ukraińców na koniec września 2017 r. było ubezpieczonych w ZUS, ich liczba w ciągu roku zwiększyła się o ok. 130 tys.

Rola Ukraińców na naszym rynku pracy rośnie. To szczególnie istotne w kontekście wyzwań demograficznych, które są niczym bomba podłożona pod naszą gospodarkę. Eksperci Organizacji Narodów Zjednoczonych wymieniają Polskę wśród krajów, których populacja będzie kurczyć się najszybciej, a społeczeństwo będzie jednym z szybciej się starzejących. Dziś imigranci ze Wschodu łagodzą i hamują demograficzne zmiany. Problemu jednak nie rozwiązują, bo Ukraina będzie się starzała i wyludniała jeszcze szybciej niż Polska. Nie możemy też liczyć, że nowi pracownicy zostaną u nas na stałe. Państwo wciąż nie ma polityki migracyjnej ani pomysłu na to, jak pozwolić Ukraińcom, Białorusinom i innym zapuścić w Polsce korzenie. Gdy otworzą się dla nich bogatsze kraje Europy Zachodniej, to magnes wyższych pensji może przyciągnąć ich za Odrę.
Reklama
3. ANDRZEJ DUDA
PAP / Jacek Turczyk

Prezydent nie ma wpływu na resorty gospodarcze w rządzie, nie ma więc bezpośredniego przełożenia na gospodarkę, ale ma inicjatywę legislacyjną. Dzięki niej wpłynął na sytuację na rynku pracy, ubezpieczenia społeczne i finanse publiczne. Mowa o ustawie o obniżeniu wieku emerytalnego. Ten postulat był drugim obok programu „Rodzina 500 plus” filarem kampanii wyborczej Andrzeja Dudy i stojącego za nim Prawa i Sprawiedliwości. Projekt mający olbrzymie poparcie społeczne, ale i budzący gorący sprzeciw po stronie ekspertów, został wniesiony do Sejmu wkrótce po tym, jak nowy prezydent pojawił się na urzędzie. Obniżka wieku emerytalnego weszła w życie na początku października zeszłego roku.

W efekcie w minionym roku prawo do emerytury zyskało ponad 400 tys. osób. Jak pokazują najnowsze dane Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, obniżka wieku emerytalnego spowodowała odpływ z rynku pracy 100–170 tys. osób. To początek. Z każdym rokiem proces będzie się nasilał i podbijał negatywne trendy demograficzne. Jak pokazują prognozy, już na początku przyszłej dekady będzie o 1,4 mln mniej osób w wieku produkcyjnym niż w 2015 r. Za to o 1,2 mln więcej emerytów. Gdyby nie ruszać mechanizmu podwyższania wieku emerytalnego, spadek liczby ludzi zdolnych do pracy wyniósłby 750 tys., a wzrost liczby emerytów – nieco ponad 500 tys. Do tego dochodzą obciążenia dla finansów publicznych. Wypłacone emerytury to dla ZUS dodatkowe 2 mld zł wydatków w roku ubiegłym i ok. 10 mld zł w tym. W kolejnych latach koszty będą rosły. Jest jeszcze jeden efekt, dziś mało widoczny, ale ważny w przyszłości. Wprowadzona za rządów Platformy Obywatelskiej podwyżka wieku emerytalnego miała w znaczący sposób podbić wysokość emerytury. Docelowo w przypadku kobiet różnica między świadczeniem otrzymanym w wieku 60 a 67 lat to aż 70 proc. Obniżka emerytur wywoła przeciwny skutek. Już widać, że w ogólnej puli świadczeń zaczął rosnąć udział emerytur minimalnych i niższych.
W kontekście decyzji o obniżeniu wieku najważniejsze było nie tylko, czy to się stanie, ale także w jakiej formie. Andrzej Duda złożył projekt odwracający wprowadzone przez Donalda Tuska stopniowe podnoszenie i zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Olbrzymie wsparcie, jakiego tej propozycji udzielili związkowcy z Solidarności czy OPZZ, postawiło w trudnej sytuacji tych polityków PiS, którzy widzieli długofalową szkodliwość tego rozwiązania i liczyli na jakieś korekty. Pojawiał się np. pomysł wprowadzenia stażu jako dodatkowego kryterium przyznania świadczenia. Prezydent nie udzielił wsparcia takim propozycjom.
4. EMMANUEL MACRON

Lokator Pałacu Elizejskiego lubi się chwalić, że dzięki jego polityce francuska gospodarka ruszyła z kopyta. To naciągana teza, chociaż faktem jest, że wpływ Macrona sięga daleko poza granice Francji. Do tego stopnia, że nie było w ubiegłym roku europejskiego polityka, który w większym stopniu oddziaływałby na to, co się dzieje nad Wisłą.

Siła Macrona bierze się z próżni, jaka powstała na skutek problemów w innych, europejskich stolicach. Londyn nie liczy się już w Unii. Madryt ma za dużo kłopotów wewnętrznych. Rzym czeka już tylko na marcowe wybory. W Berlinie dopiero powstaje koalicja. W takiej sytuacji francuski prezydent po prostu chwycił lejce europejskiej debaty i narzucił wszystkim własną wizję Wspólnoty. Nawet jeśli ostatecznie ona się nie zmaterializuje, to i tak wszyscy się do niej odnoszą.
Macron chciałby politycznego zbliżenia krajów strefy euro. Temu miałoby służyć m.in. powołanie instytucji europejskiego ministra finansów oraz wydzielenie z unijnego budżetu osobnej części tylko dla krajów strefy. W tym kierunku idzie również pomysł emisji euroobligacji, czyli papierów dłużnych, za których spłatę odpowiadałyby wszystkie państwa eurolandu. Francuski prezydent chciałby też dokończenia budowy unii bankowej – zwieńczenia projektu budowy wspólnej waluty. Co szczególnie ważne dla nas, jeszcze w trakcie kampanii wyborczej postawił sobie za cel walkę z dumpingiem socjalnym, czyli wykorzystywaniem różnic płacowych w obrębie Wspólnoty do budowy "nieuczciwej przewagi konkurencyjnej" przez firmy z uboższych krajów UE.
Wszystkie te pomysły razem wzięte prowadzą do Unii dwóch prędkości. Biorąc pod uwagę, że Polska dotychczas nie przyjęła wspólnej waluty, Warszawa nie byłaby beneficjentem pomysłów Pałacu Elizejskiego dotyczących strefy euro. Gdyby doszło do większego politycznego zbliżenia krajów unii walutowej, oznaczałoby to wprowadzenie na kontynencie integracji o różnym stopniu zaawansowania. Wówczas nie byłby nieprawdopodobny scenariusz, że ten nowy klub w obrębie UE starałby się wprowadzać rozwiązania korzystne dla siebie także w kwestiach niezwiązanych z funkcjonowaniem wspólnej waluty.
W nurt ten wpisuje się również forsowana w ramach walki z dumpingiem socjalnym nowelizacja dyrektywy o pracownikach delegowanych. Dzieje się tak mimo opinii ekspertów wskazujących, że pracownicy delegowani stanowią zaledwie ułamek ogólnej liczby pracujących w Europie.
5. ZBIGNIEW ZIOBRO

Wpływ ministra sprawiedliwości na gospodarkę czy finanse publiczne? Sprawne sądy sprzyjają obrotowi gospodarczemu, tak jak niesprawne przeszkadzają. Zbigniew Ziobro jest w czołówce najbardziej wpływowych postaci z dwóch powodów. Po pierwsze przez inicjatywy legislacyjne, a po drugie z powodu przełożenia na duże państwowe spółki.

Jeśli chodzi o składanie propozycji zmian prawa, minister sprawiedliwości i podlegli mu urzędnicy są bardzo gorliwi. Ministrowi śmiało można przypisać udział w sukcesie uszczelniania systemu podatkowego. Resort finansów skupił się na wprowadzaniu narzędzi wypełniających luki prawne i pozwalających lepiej oceniać, gdzie znikają publiczne pieniądze. Zbigniew Ziobro zgodnie ze swoim temperamentem politycznym zaczął wprowadzać rozwiązania drastycznie zwiększające sankcje za oszustwa podatkowe. Takie jak kara od 3 do 15 lat więzienia za fałszowanie faktur i wyłudzenia VAT dla nadużyć o wartości powyżej 5 mln zł (jeśli kwota przekracza 10 mln zł, możliwe jest nawet 25 lat więzienia). Jak wynikało z rozmów z doradcami podatkowymi czy księgowymi, to rozwiązania, które robią piorunujące wrażenie. Groźba długoletniego więzienia podziałała nawet na osoby, które trudno podejrzewać o chęć wyłudzania podatku. Zapanowała obawa, że nawet w przypadku pomyłki można być pociągniętym do odpowiedzialności z tego paragrafu. Nawet wśród analityków makroekonomicznych można było usłyszeć opinię, że „Ziobro uszczelnił VAT”.
Wsparciem tych zapisów było wprowadzanie konfiskaty rozszerzonej za przestępstwa gospodarcze i podatkowe. Dzięki niej majątek sprawcy może być zajęty także wtedy, gdy został przekazany osobie trzeciej za darmo lub za cenę niewspółmiernie niską do wartości. Te regulacje miały zapobiegać ukrywaniu majątku przez oszustów podatkowych i przestępców. Przepisy weszły w życie w kwietniu zeszłego roku. Jak pisaliśmy, według wstępnych danych do końca roku prokuratorom udało się wydać 500 takich postanowień i zająć majątek o wartości 400 mln zł.

Ale znaczenie szefa resortu sprawiedliwości nie kończy się na zmianach w prawie. W ramach podziału politycznych wpływów w spółkach Skarbu Państwa kojarzeni z nim ludzie trafili na stanowiska prezesów PZU i odkupionego od Włochów Banku Pekao. Pozycja Ziobry w państwowych firmach była na tyle silna, że rok temu udało mu się zablokować mianowanie przez ówczesnego wicepremiera Mateusza Morawieckiego Rafała Antczaka na prezesa Giełdy Papierów Wartościowych. Zmiana na stanowisku szefa rządu nie uszczupliła wpływów Ziobry. Doszło do porozumienia między nowym premierem a starym ministrem i zachowania status quo.

6. ADAM GLAPIŃSKI

Nie było w minionym roku osoby, która jednym przelewem tak bardzo poprawiłaby wynik budżetu, jak prezes Narodowego Banku Polskiego. Zysk za 2016 r. okazał się rekordowy, przekroczył 9 mld zł. 95 proc. tej kwoty w połowie 2017 r. trafiło do kasy państwa, przyczyniając się do zmniejszenia deficytu. Inna sprawa, że tylko w metodologii krajowej. Eurostat, liczący wynik finansów publicznych zgodnie ze standardami unijnymi, zysku banku centralnego w części wynikającej z osłabienia lokalnej waluty (co zwiększa wartość rezerw walutowych) nie bierze pod uwagę.

Adam Glapiński liczy się jednak nie tylko jako szef instytucji poprawiającej dochody budżetu (zresztą w tym roku resort finansów na hojność banku centralnego raczej nie może liczyć, bo w 2017 r. kurs złotego szedł w górę). Kluczowa jest jego rola przewodniczącego Rady Polityki Pieniężnej, która odpowiada za poziom stóp procentowych, a więc pośrednio za oprocentowanie depozytów i kredytów na naszym rynku.
Glapiński (i pozostałych dziewięciu członków RPP) w ubiegłym roku stóp nie zmieniał. Przy rosnącej inflacji stawiało to w coraz gorszej sytuacji oszczędzających w bankach (zamiast zysków z lokat notowali oni realne straty), sprzyjało zaś kredytobiorcom. Posiadacze wolnej gotówki zamiast składać ją w bankach szukali potencjalnie bardziej dochodowych, ale i bardziej ryzykownych inwestycji. Stąd popularność rynku nieruchomości. Stąd też znaczące napływy środków do funduszy inwestycyjnych.
Szef NBP nie ukrywa, że coraz większe znaczenie ma tzw. polityka makroostrożnościowa, która polega na dbaniu o to, by w żadnym segmencie rynku finansowego nie dochodziło do powstawania baniek spekulacyjnych. Tu kluczowe jest monitorowanie sytuacji w sektorze bankowym i reagowanie np. poprzez dodatkowe wymogi kapitałowe. Za to Glapiński odpowiada jako współprzewodniczący Komitetu Stabilności Finansowej.
Znaczenie Adama Glapińskiego wyraża się również w mniej formalny sposób. Jako jeden z najbardziej zaufanych ludzi Jarosława Kaczyńskiego, prezesa Prawa i Sprawiedliwości, szef NBP ma wpływ na obsadę kluczowych stanowisk. To także dzięki niemu prezesem Giełdy Papierów Wartościowych nie został forsowany przez Mateusza Morawieckiego Rafał Antczak, lecz doradca prezydenta – Marek Dietl. Wystarczyło, by Komisja Nadzoru Finansowego, której szefem jest Marek Chrzanowski, bliski współpracownik Glapińskiego, zablokowała kandydaturę Antczaka.
7. ELŻBIETA RAFALSKA
Elżbieta Rafalska harmonogram wdrażania swoich priorytetów ma najwyraźniej zakodowany w nazwie resortu, którym kieruje. Minister rodziny, pracy i polityki społecznej w 2016 r. wprowadzała program „Rodzina 500 plus”. Od początku roku ubiegłego weszła w życie duża podwyżka płacy minimalnej – do 2 tys. zł. Wprawdzie decyzję podjęła osobiście Beata Szydło, ale – co istotne – resort Rafalskiej przy okazji wprowadził minimalną stawkę godzinową w wysokości 13 zł dotyczącą m.in. umów-zleceń.
Oba ruchy wpisały się w programowe zapowiedzi działań na rzecz wzrostu płac. – W dobie rekordowo niskiego bezrobocia pracodawcy wiedzą, że muszą płacić więcej. To najlepszy moment na likwidowanie zjawiska tzw. biednych pracujących, czyli osób zatrudnionych na cały etat, które osiągają jednak tak niskie zarobki, że są uprawnione do pomocy społecznej – w ten sposób Elżbieta Rafalska w wywiadzie dla DGP uzasadniała podwyżkę płac na obecny rok.
Wprawdzie większe w ujęciu procentowym podwyżki miały miejsce w roku 2008 czy 2012, ale działania rządu wpisały się w trend szybkiego wzrostu płac w całej gospodarce. Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło w ub.r. średnio o 5,7 proc. W grudniu wzrost wyniósł 7,3 proc.
Znacząca podwyżka płacy minimalnej wprowadzona przy komfortowej sytuacji na rynku pracy nie miała negatywnego wpływu na zatrudnienie – bezrobocie spada. Wiele wskazuje, że tak będzie nadal. Zwłaszcza że kolejny priorytet, jaki zrealizowała w minionym roku Elżbieta Rafalska, czyli obniżka wieku emerytalnego, zmniejsza liczbę osób w wieku produkcyjnym.
Mimo negatywnego wpływu obniżki wieku emerytalnego na sytuację na rynku pracy warto zauważyć, że bezkolizyjne przeprowadzenie tej zmiany to również zasługa minister rodziny i pracy. Podległy jej Zakład Ubezpieczeń Społecznych wprowadził doradców emerytalnych informujących o wysokości świadczeń, a składanie wniosków zaczęto wcześniej. W efekcie nie było ani szczególnego ścisku w oddziałach ZUS, ani paniki w relacjach z pracodawcami. Dodatkowe ponad 300 tys. emerytów w ciągu roku udało się obsłużyć bez większych problemów. Lepsza sytuacja na rynku pracy sprawiła, że odnotowano rekordowe przychody ze składek na ubezpieczenia społeczne. Cała operacja na razie nie okazała się tak dotkliwa dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, jak się obawiano.
8. PAWEŁ GRUZA

Jako wiceminister finansów zaczął nadzorować kwestie podatkowe w listopadzie 2016 r. To było drugie podejście Pawła Gruzy do Ministerstwa Finansów. Już kilka miesięcy przed tym, jak w końcu zdecydował się dołączyć do kierownictwa resortu, kusił go stanowiskiem ówczesny minister Paweł Szałamacha. Bezskutecznie. Sztuka ta udała się dopiero Mateuszowi Morawieckiemu. Gruza do walki z przestępcami podatkowymi ściągnął osoby z drugiej strony barykady, czyli doradców podatkowych z rynkowym doświadczeniem, którzy stanęli na czele najważniejszych departamentów. Kierowanie wielkim planem uszczelnienia systemu podatkowego wziął na siebie, gdy pierwsze pomysły na utrudnienie życia oszustom i wyłudzającym VAT były już gotowe. Jednolity plik kontrolny składały już duże firmy, pakiet paliwowy działał, a lada moment miały wejść w życie nowelizacje kodeksów karnego i karnego skarbowego, które mocniej penalizowały wyłudzanie danin publicznych. Ubiegłoroczny sukces odbudowy wpływów z VAT ma więc wielu ojców. Pomogła dobra koniunktura w gospodarce, ale resortowi finansów też trzeba oddać sprawiedliwość i docenić wysiłki po stronie legislacyjnej i operacyjnej zarówno urzędników ministerstwa, jak i administracji skarbowej. To pod okiem Pawła Gruzy resort finansów rozpoczął prace nad zmianą systemową, czyli wprowadzeniem do polskich przepisów mechanizmu podzielonej płatności w VAT. Split payment ma wystartować dopiero w połowie tego roku i na razie być dobrowolny. Z jego wprowadzeniem duże nadzieje wiąże nie tylko fiskus, ale też eksperci i przedsiębiorcy, którym coraz trudniej poradzić sobie z nieuczciwą konkurencją. Chociaż mechanizm budzi kontrowersje, to Paweł Gruza przez wiele miesięcy tłumaczył, że MF przygotowało szereg zachęt do jego stosowania i zabezpieczeń przed utratą płynności dla firm. Pomysły były szczegółowo konsultowane, a konkretne zapisy projektu ustawy modyfikowane, aby były możliwie najmniej uciążliwe dla uczciwego biznesu. W ubiegłym roku resort skupiał się na VAT, bo tam problem z dochodami był najbardziej palący, a wpływy z tej daniny to blisko połowa wszystkiego, co państwo zbiera z podatków. Gruza jednak położył też duży nacisk na walkę z agresywnymi optymalizacjami w CIT. To dużo bardziej skomplikowana materia, dlatego z jego inicjatywy w resorcie powstał specjalny departament, który zajmie się cenami transferowymi i wycenami. Fiskus chce w ten sposób ukrócić proceder zaniżania dochodów, generowania sztucznych kosztów i uciekania przed płaceniem CIT.

9. MICHAŁ KRUPIŃSKI

Choć menedżer nazywany „cudownym dzieckiem PiS” kieruje dziś pracami zarządu Banku Pekao, to piętno na życiu znaczniej części Polaków odcisnął jako szef PZU. Nim w marcu zeszłego roku został odwołany z funkcji prezesa, miał duży udział we wzroście cen ubezpieczeń komunikacyjnych. W trakcie 15 miesięcy, kiedy Krupiński kierował największą na krajowym rynku firmą w branży, ceny obowiązkowych polis od odpowiedzialności cywilnej poszły w górę ponad 20 proc. Po odwołaniu Krupińskiego ten wzrost wyhamował. Jeszcze mocniej PZU podniosło ceny na Litwie i Łotwie, gdzie firma ma dominującą pozycję na rynku. Na Litwie, gdzie podwyżki zaczęły się później niż w Polsce, jeszcze w listopadzie zeszłego roku roczne tempo wzrostu cen wciąż sięgało 25 proc. W PZU Krupiński zostawił po sobie nie tylko droższe polisy, co w istotnym stopniu wpłynęło na poprawę wyników finansowych firmy w zeszłym roku. Był także jednym z architektów porozumienia, na mocy którego włoska grupa UniCredit sprzedała 30 proc. akcji Pekao konsorcjum PZU i Polskiego Funduszu Rozwoju.

Kiedy ówczesny wicepremier Mateusz Morawiecki zdecydował się odwołać Krupińskiego z funkcji szefa PZU, ten już po trzech miesiącach został prezesem Pekao. Utrzymanie menedżerskiej posady w kontrolowanym przez państwo obszarze rynku finansowego udało się mu dzięki przejęciu osobistego nadzoru nad PZU przez premier Beatę Szydło i zawarciu porozumienia odnośnie do podziału stanowisk w firmie między frakcjami w obozie władzy. Pozycja Krupińskiego znów jednak może być zagrożona. Po zmianie na stanowisku premiera ponownie znalazł się pod bezpośrednim nadzorem Mateusza Morawieckiego, który nie ceni wysoko jego menedżerskich umiejętności. Znaczenia szefa Pekao nie wzmacnia to, że jest jednym z nielicznych menedżerów w kontrolowanych przez państwo spółkach, który nie podlega pod ustawę kominową. Choć nie zarabia tak dobrze, jak Luigi Lovaglio, jeden z najlepiej wynagradzanych menedżerów w Polsce, którego zastąpił na stanowisku prezesa Pekao (w ciągu sześciu lat szefowania bankowi Włoch zarobił łącznie z premiami 52 mln zł), to jego pensja jest wyższa niż np. prezesa PZU Pawła Surówki. Na razie Krupiński musi rozstrzygnąć, czy zasadne jest połączenie Pekao z Aliorem, drugim bankiem kontrolowanym przez PZU. Ma też zadbać o przyrost wartości bankowych aktywów największego krajowego ubezpieczyciela. Za dwa lata mają one mieć wartość 300 mld zł wobec 236 mld zł na koniec września 2017 r.
10. SATOSHI NAKAMOTO

Wydawałoby się, że w XXI w. i przy takim rozwoju technologii oraz internetu ukrycie tożsamości jest niemożliwe. Twórcy bitcoina, czyli najpopularniejszej kryptowaluty świata, chyba się to udało. Wszystko jest w trybie przypuszczającym, bo walut wirtualnych nikt nie nadzoruje i wiele informacji o nich musimy brać na słowo. Internetowa legenda głosi, że ojcem bitcoina jest Satoshi Nakamoto. Jednak co do tego, czy jest to prawdziwe nazwisko, pseudonim, czy grupa osób skrywająca swoją tożsamość pod wspólnym szyldem, zdania są podzielone. Tajemniczość, jaka towarzyszy historii bitcoina, sprzyja budowaniu licznych teorii spiskowych, które dotyczą nie tylko jego twórcy, ale również idei, jaka stanęła za najsłynniejszą walutą wirtualną. Jak i kiedy w przestrzeni publicznej pojawił się owiany tajemnicą twórca bitcoina? Wszystko zaczęło się dekadę temu od wpisu na jednej ze stron internetowych. Tam osoba (albo ich grupa) podpisująca się właśnie jako Satoshi Nakamoto opublikowała post, w którym ze szczegółami przedstawiła wizję bitcoina. Sama waluta zaś pojawiła się rok później. Od tamtej pory trwają spekulacje, kim jest Nakamoto.

Ważniejsze od tego, kto, jest – co stworzył. Niemała grupa ludzi zainteresowała się bitcoinem (a później także innymi walutami wirtualnymi) ze względu na brak zaufania do oficjalnego obrotu – państwa, banków centralnych i banków komercyjnych, które dziś odpowiadają za kreację pieniądza. Gdy cena bitcoina zaczęła iść w górę, chętnych do zakupu było coraz więcej. W efekcie jeszcze kilka tygodni temu bitcoin kosztował prawie 20 tys. dol. Wtedy kryptowaluty uznawano już za jedną z największych baniek spekulacyjnych w historii. Bańka pękła – dziś bitcoin jest o ponad połowę tańszy niż w dniu rekordu.

W Polsce inwestowanie w bitcoina nie było tak popularne, jak np. na Dalekim Wschodzie. Dorobiliśmy się jednak kilku giełd kryptowalutowych znaczących nawet w skali międzynarodowej. Sprawa okazała się na tyle znacząca, że po to, by nie powtórzyła się afera w stylu Amber Gold, przed lokowaniem gotówki w kryptowaluty ostrzegały NBP, Komisja Nadzoru Finansowego, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów i – oczywiście – sektor bankowy. Obecnie jesteśmy już na kolejnym etapie. Nadzór finansowy przygląda się poszczególnym giełdom kryptowalut. Wciąga je na swoją listę ostrzeżeń publicznych i kieruje doniesienia do prokuratury.

Ranking 50 najbardziej wpływowych ludzi polskiej gospodarki – miejsca 11-20

11. DANIEL OBAJTEK
12. PIOTR DUDA
13. ZYGMUNT SOLORZ-ŻAK
14. PAWEŁ BORYS
15. MAREK CHRZANOWSKI
16. ANTONI MACIEREWICZ
17. DONALD TRUMP
18. JEAN-CLAUDE JUNCKER
19. KRZYSZTOF TCHÓRZEWSKI
20. JERZY KWIECIŃSKI










Ranking 50 najbardziej wpływowych ludzi polskiej gospodarki – miejsca 21-30

21. WOJCIECH JASIŃSKI
22. MARIUSZ HAŁADYJ
23. ZBIGNIEW JAGIEŁŁO
24. JANET YELLEN
25. RAFAŁ MILCZARSKI
26. ADAM KICIŃSKI
27. THERESA MAY
28. HENRYK BARANOWSKI
29. MAREK NIECHCIAŁ
30. CARLOS TAVARES










Ranking 50 najbardziej wpływowych ludzi polskiej gospodarki – miejsca 31-40

31. JACEK FURMAN
32. PIOTR WOŹNIAK
33. TOMASZ DOMOGAŁA
34. MARIO DRAGHI
35. HENRYK KOWALCZYK
36. ANNA PAWLAK-KULIGA
37. PARK JIN-SOO
38. MACIEJ BANDO
39. ELON MUSK
40. PAWEŁ SURÓWKA










Ranking 50 najbardziej wpływowych ludzi polskiej gospodarki – miejsca 41-50

41. JACK MA
42. KRZYSZTOF KONDRACIUK
43. DARA KHOSROWSHAHI
44. SEBASTIAN KULCZYK
45. GRZEGORZ BIERECKI
46. ANNA STREŻYŃSKA
47. REED HASTINGS
48. MAREK BELKA
49. JANUSZ FILIPIAK
50. MAREK DIETL










ZOBACZ PEŁEN RANKING 50 najbardziej wpływowych ludzi polskiej gospodarki>>>