Rząd oficjalnie popiera kandydaturę obecnego prezesa NBP na szefa Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Poinformowała o tym w wywiadzie dla DGP premier Beata Szydło. O kandydowaniu Belki napisał w ubiegłym tygodniu "Puls Biznesu” .
Wybór Marka Belki na prezesa EBOiR stwarzałby szansę na wzmocnienie pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Co jest ważne zwłaszcza teraz, gdy rząd za granicą nie ma dobrej prasy. Rząd mógłby przy tym pokazać światu, że nie jest ideologicznie zaślepiony i potrafi wesprzeć kandydata, który jest kojarzony z innym obozem. Poza tym bardzo liczy na zaangażowanie EBOiR w finansowanie projektów z tzw. planu Morawieckiego. Zakłada on pozyskanie z instytucji międzynarodowych (wśród nich jest bank) od 50 do 80 mld zł. Politycy w Warszawie zdają sobie sprawę, że szanse Belki - człowieka obytego w międzynarodowych instytucjach finansowych (był w radzie dyrektorów MFW) - na wybór są większe niż innych polskich kandydatów.
Mirosław Gronicki, ekonomista i były minister finansów, zgadza się, że desygnowanie Polaka na stanowisko prezesa byłoby prestiżowym zwycięstwem. Zwraca jednak uwagę, że nadzieje na szersze otwarcie drzwi do kredytów z EBOiR mogą być płonne.
Założenie, że wybór Polaka na prezesa EBOiR zmieni wyraźnie politykę banku w stosunku do Polski, jest naiwne. Marek Belka był jednym z dyrektorów Międzynarodowego Funduszu Walutowego - czy z tego powodu MFW traktował Polskę preferencyjnie? - pyta retorycznie Gromnicki. I dodaje, że nie przypomina sobie, aby w czasach, gdy w zarządzie EBOiR zasiadała Hanna Gronkiewicz-Waltz, Polska była jakoś szczególnie traktowana. Co więcej, gdyby Marek Belka będąc prezesem EBOiR próbował promować Polskę, byłoby to źle odebrane.
Reklama
Belka jest profesjonalistą i wie, na czym polega ta praca. Zadaniem prezesa - tak jak w każdym banku - jest pilnowanie, by inni członkowie zarządu wypełniali przypisane im zadania jak należy - mówi były szef resortu finansów. Jedyne, na co można liczyć, to spowolnienie procesu wycofywania się EBOiR z Polski, która z coraz bardziej zaawansowaną gospodarką coraz mniej kwalifikuje się do wsparcia.
Bo czym jest EBOiR? To instytucja powołana na początku lat 90. do wspierania rozwoju gospodarki rynkowej zwłaszcza w krajach postkomunistycznych. Pomysł jej utworzenia już w październiku 1989 r., u progu przemian w Europie Środkowej i Wschodniej, rzucił prezydent Francji François Mitterrand. EBOiR to bank, którego udziałowcami jest 65 krajów oraz Unia Europejska i Europejski Bank Inwestycyjny. Jego zadaniem jest udzielanie kredytów na finansowanie wybranych przedsięwzięć bądź angażowanie się w nie kapitałowo. Przede wszystkim z sektora prywatnego - w odróżnieniu np. od Europejskiego Banku Inwestycyjnego, który angażuje się też w przedsięwzięcia publiczne, kredytując np. inwestycje w infrastrukturę lub oświatę.
W Polsce wartość skumulowanych inwestycji netto banku to prawie 8 mld euro. W 2015 r. EBOiR zainwestował u nas prawie 650 mln euro. Najwięcej w branżę produkcyjną i usługową - prawie 180 mln euro. W swoim regionie Polska nadal jest największym beneficjentem finansowania EBOiR, w ubiegłym roku przypadła na nią prawie połowa nakładów na projekty z Europy Środkowo-Wschodniej. Choć wartość inwestycji banku u nas spada, jeszcze w 2011 r. były one warte 891 mln euro.
Polska miała swoich ludzi w EBOiR już wcześniej, najwyżej zaszła Hanna Gronkiewicz-Waltz (stanowisko wiceprezesa), kilkukrotnie Polak reprezentował grupę trzech krajów (Polska, Bułgaria i Albania) w radzie dyrektorów. Ostatnio był to Zbigniew Hockuba, były członek zarządu NBP. Niezależnie od wyniku wyborów na prezesa EBOiR Marek Belka i tak odejdzie ze stanowiska prezesa NBP. Szanse na drugą kadencję są małe. Kadencja Belki kończy się w czerwcu tego roku.
Numerem 1 na liście potencjalnych następców jest prof. Adam Glapiński, który dopiero co zakończył kadencję w Radzie Polityki Pieniężnej. Zresztą prof. Glapiński sam o sobie powiedział w styczniowym wywiadzie dla Bloomberga, że jest najbardziej prawdopodobnym kandydatem na szefa banku centralnego.
Gdyby rzeczywiście to Adam Glapiński objął stery NBP, to raczej mało prawdopodobna jest diametralna zmiana kursu w polityce pieniężnej. Po pierwsze dlatego, że prezes NBP jest tylko jednym z dziesięciu członków Rady Polityki Pieniężnej podejmujących decyzje w tej sprawie. A z wypowiedzi większości pozostałych członków RPP wynika, że opowiadają się oni za utrzymaniem status quo. Po drugie - w tym samym wywiadzie dla Bloomberga prof. Glapiński mówił o głębokim zakorzenieniu niezależności NBP wobec rządu i odporności na presję polityczną. A także o tym, że jest przeciwny jakimkolwiek obniżkom stóp procentowych.
Sam fakt, że na stanowisko prezesa najmocniejszym kandydatem jest ktoś, kto przez ostatnie sześć lat był członkiem RPP, gwarantuje ciągłość tej polityki. Nie oczekuję gwałtownych zmian w obecnej sytuacji. Ale jak zareagowałby nowy prezes i rada w sytuacji jakiegoś diametralnego pogorszenia się koniunktury w gospodarce - na to pytanie nie znamy odpowiedzi - mówi Jarosław Janecki, ekonomista Société Générale.