Plany są ambitne. Nowy resort – jak głosi jego nazwa – ma się zająć rozwojem. – Chcielibyśmy, by za 10 lat Polska była postrzegana – niczym USA czy Izrael, jako kraj start-upów, gdzie nowe technologie są intensywnie rozwijane – zapowiada wiceminister Jerzy Kwieciński.
Część zmian, jakie planuje rząd, to lepsze zarządzanie tym, jak będą wydawane spore pieniądze – w dużej części unijne – na badania i rozwój. W Programie Operacyjnym Inteligentny Rozwój jest 7,6 mld euro i aż 10, 5 mld euro w regionalnych programach operacyjnych. – Mamy dobrze funkcjonujące Narodowe Centrum Badań i Rozwoju i sporo pieniędzy. Na poziomie regionalnym pieniędzy jest również dużo, tyle że urzędy są nieprzygotowane do ich wydawania – ocenia Kwieciński. Podobnie było na początku poprzedniej perspektywy, gdy urzędnicy musieli nauczyć się zarządzać środkami na rozwój przedsiębiorczości, na wsparcie firm, parków technologicznych czy rozwój otoczenia biznesu. Dziś wyzwanie jest większe, bo dotyczy już nie samej infrastruktury biznesowej, a projektów badawczo-rozwojowych. I zagrożenie niewłaściwego wykorzystania tych pieniędzy jest realne. – Dlatego musimy zbudować kompetencje i instytucje w regionach – dodaje Kwieciński. Mają za to odpowiadać instytucje w rodzaju NCBR, na poziomie regionalnym. Nie musi to być w każdym regionie nowa, odrębna instytucja: – Ale np. wydziały w urzędach; funkcje te mogą przejąć istniejące agencje, jednak muszą pracować tam ludzie, którzy się na tym znają.
Nie tylko samymi funduszami z UE ma być rozbudzana innowacyjność. – Dotacje są dobre do wspierania jej na starcie. Docelowo muszą istnieć instytucje rynkowe, które będą w stanie podjąć ryzyko i wspierać ten proces – zauważa Kwieciński. To venture capital, fundusze zalążkowe czy aniołów biznesu – właśnie na poziomie regionalnym. – Inaczej będziemy mieli, jak dziś, koncentrację działań w kilku największych ośrodkach. A przecież także mniejsze, jak Lublin, Rzeszów, Białystok czy Opole mają tego typu kompetencje – opowiada wiceminister i dodaje, że planowane jest też wprowadzenie programu „Startup Poland”.
– Powinny zostać wprowadzone do polityki zakupowej mechanizmy wspierające produkty i technologie innowacyjne. To jedno z ważnych działań w ramach G2B, czyli goverment to biznes – podkreśla Jan Filip Staniłko, prezes zarządu Instytutu Studiów Przemysłowych. – Ale i to za mało, jeżeli przedsiębiorstwa i ich otoczenie, czyli inne firmy, konsumenci, instytucje publiczne nie zaczną kupować produktów innowacyjnych, zamiast kierować się tylko najniższą ceną – dodaje ekspert.
Na razie jesteśmy w impasie. Niby jest u nas przyzwoity system edukacyjny. Napłynęły ogromne unijne pieniądze, za które kupiono nowoczesne maszyny, zbudowano technoparki i inkubatory. A i tak, jak wynika z opublikowanego pod koniec października Globalnego Indeksu Innowacyjności, z 45. miejscem na świecie zanotowaliśmy spadek o jedną pozycję i tkwimy na szarym końcu Europy. Tylko o kilka miejsc wyprzedzamy jedynie Grecję i Rumunię. Przed nami w rankingu jest Chorwacja. Jeszcze słabiej wypadamy pod kątem efektywności innowacji (Efficiency Ratio). Wskaźnik ten pokazuje sensowność nakładów na innowacje w stosunku do ich efektów. Pod tym względem Polska uplasowała się dopiero na 93. pozycji.
Podobne wnioski płyną też z właśnie opublikowanego raportu „W poszukiwaniu zaginionej innowacyjności” przygotowanego przez Instytut Studiów Przemysłowych. Jak wyliczają jego autorzy, choć nakłady na innowacyjność w polskim przetwórstwie przemysłowym w ostatniej dekadzie znacząco rosną, to odsetek nowych lub znacząco ulepszonych produktów pojawiających się w sprzedaży stale maleje. Jeszcze w 2008 r. wynosił 16, a pięć lat później było to już zaledwie 12 proc.
– Jak widać, nie wystarczy zwiększać nakłady publicznych środków, by rosła innowacyjność – mówi Jan Filip Staniłko. – I to jest zasadniczy problem, przed jakim stoi rząd, planując większy innowacyjny impet – dodaje.
Rozwiązaniem, które ma to zmienić, ma być ulga podatkowa na ten rodzaj wydatków. – Wszystkie kraje, które są silne gospodarczo i konkurencyjne, taki instrument mają. Dziś całkowite wydatki na badania i rozwój w Polsce to poziom wydatków na ten cel w jednej dużej zagranicznej korporacji, takiej jak Siemens czy Nokia. Dziwiło mnie, że przez tyle lat mimo wsparcia ekspertów dla tego pomysłu nie został wprowadzony. Mamy nadzieję, że to rozbudzi innowacje nie tylko w naszych dużych firmach, ale także w średnich i małych – zauważa Jerzy Kwieciński. Samo pojawienie się ulgi może wpłynąć na wzrost wskaźnika innowacyjności, bo nie tylko zachęci firmy do ponoszenia nowych wydatków, ale też do ujawnienia obecnych – dziś wiele z nich nie jest wykazywanych, bo oznaczałoby to dla firmy kolejny biurokratyczny obowiązek raportowania ich GUS.