Białoruski prezydent zakończył wczoraj dwudniową wizytę w Moskwie. Portal Tut.by i tygodnik "Biełorusy i Rynok" niezależnie od siebie pisały, że Alaksandar Łukaszenka stara się w Moskwie o kolejny kredyt, tym razem wart 2,5 mld dol. Mińsk potrzebuje pieniędzy z kilku powodów – w tym roku musi zrolować dług wart 4 mld dol., czyli równowartość 85 proc. rezerw walutowych. Do tego gospodarka jest w kryzysie, a Łukaszenkę czekają jesienne wybory prezydenckie.
Władze dmuchają na zimne. Niezależne sondaże dają prezydentowi bezpieczną przewagę nad najpopularniejszym politykiem opozycji Uładzimierem Niaklajeuem. Opozycja jest słaba, jak nigdy przedtem. Jej przywódcy do tej pory nie uzgodnili strategii działania na wybory. Białorusini, przestraszeni wojną na sąsiedniej Ukrainie, interpretowaną jako skutek demokratycznych protestów na Majdanie, ani myślą o powtórce u siebie. 62 proc. z nich uważa, że opozycja powinna w tym roku zrezygnować z protestów, nawet gdyby wybory sfałszowano.

ZOBACZ TEŻ: Łukaszenka boi się paniki. Blokuje obywatelom strony internetowe>>>

Z drugiej strony połowa ankietowanych twierdzi, że poparłaby kontrkandydata, o ile pojawiłoby się nazwisko z szansami na pokonanie niezmiennego od 21 lat szefa państwa. Dlatego władze także tym razem muszą zadbać, by Białorusini nie odczuwali skutków kryzysu, gdy będą szli do urn. Nie będzie to wcale proste. Dawny cud gospodarczy, którego sekret polegał na rosyjskiej kroplówce z tanimi surowcami, przeszedł już do historii. PKB od 2012 r. rośnie średnio o 1,4 proc. w skali roku, a w styczniu 2015 r. zanotowano nawet spadek o 0,4 proc. w porównaniu ze styczniem 2014 r.
Reklama
To zaś przekłada się na spadek realnych płac. W styczniu po uwzględnieniu inflacji były one niższe niż rok wcześniej o 3,5 proc. Do tego trzeba jednak dodać dewaluację waluty. W styczniu 2014 r. statystyczny Białorusin zarobił 551 dol. W styczniu 2015 r. było to już tylko 391 dol. Znacznie spadł eksport, także ten do Rosji. Spadku nie powstrzymał nawet reeksport zachodnich towarów z obejściem nałożonego przez Moskwę embarga, którego ludowym symbolem były krewetki czy łosoś z etykietką "made in Belarus". Magazyny są pełne niesprzedanych towarów, przez co 150 tys. osób zredukowano czas pracy, a kolejne 90 tys. odesłano na bezpłatne urlopy.
Mińsk skarży się, że część winy za ograniczenie wymiany handlowej ponosi Rosja, czyniąc trudności niektórym białoruskim producentom. Według Białorusinów Moskwa łamie w ten sposób obowiązującą między oboma krajami unię celną. – Z punktu widzenia narodów naszych państw byłoby niewybaczalne, gdybyśmy wytracili tempo ruchu naprzód, zwłaszcza tworząc sztuczne konflikty – tłumaczył dyplomatycznie Łukaszenka podczas wczorajszego spotkania ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Władimirem Putinem.
Rząd w Mińsku sięga po nadzwyczajne środki i pracuje np. nad podatkiem od bumelantów, pomysłem rodem z czasów komunistycznych. – Projekt przewiduje objęcie nim grupy osób, które nie zajmują się w żaden sposób działalnością handlową czy zawodową – tłumaczył "Komsomolskiej Prawdzie w Biełorussii" wiceminister finansów Dźmitry Kijko, a zastępca szefa administracji prezydenta Walery Mickiewicz obiecywał, że nie zostaną nimi objęte np. gospodynie domowe. Plan przewiduje, że każdy bumelant będzie musiał zapłacić równowartość 3,6 mln rubli rocznie (880 zł). Dalsze szczegóły wkrótce.
W tle gospodarki jest jednak wielka polityka. Białoruś z niepokojem patrzy na wzrost agresywności Rosji na arenie międzynarodowej. Co trzeci Białorusin nie miałby nic przeciwko zjednoczeniu jego kraju z większym sąsiadem, co potencjalnie tworzy bazę społeczną dla powtórki ze znanych z Ukrainy rosyjskich zielonych ludzików. Także z tego powodu – o czym pisaliśmy na łamach DGP – ministrem obrony został niedawno specjalizujący się w operacjach specjalnych gen. Andrej Raukou. Jednocześnie Białoruś szuka równowagi w odbudowie relacji z Zachodem. Ostatnio w Mińsku gościł Edgars Rinkevičs, szef MSZ Łotwy, sprawującej przewodnictwo w UE. Nie bez znaczenia w ocieplaniu relacji była rola gospodarza, jaką Łukaszenka pełnił w mediacjach między Rosją i Ukrainą. Nic dziwnego, że i kierunek zachodni jest postrzegany jako potencjalne źródło finansowania.
Tak, mamy problemy z demokracją i prawami człowieka, ale robimy, co możemy, by sobie z tym poradzić. Ale gra idzie o naszą suwerenność, więc może przyszedł na czas, by wyciągnąć do Białorusi pomocną dłoń – apelował niedawno Pawał Szydłouski, wysłannik MSZ do spraw relacji z USA. MFW jest gotowy dać Białorusi kredyt, ale w zamian wymaga reform strukturalnych. Rosja oferuje łatwiejsze, ale uzależniające pieniądze. Poprzedni kredyt sprzed niemal pięciu lat zakładał, że Mińsk sprzeda (w domyśle Rosji) znaczną część swoich przedsiębiorstw państwowych. Łukaszenka tę obietnicę złamał. Na razie nie wiadomo, co w zamian za pomoc w wygraniu wyborów Kreml zażąda tym razem.