"Jestem przekonany, że powinniśmy to zrobić. Te rozwiązania, które zaproponowała Komisja Europejska są nieproporcjonalne, (...) nie respektują zasady pomocniczości, a wprowadzają rozwiązania benchmarkingowe oparte wyłącznie o gaz, co oznacza, że dla wytwarzania energii z węgla w naturalny sposób jest dużo gorsza sytuacja" - powiedział Pawlak we wtorek dziennikarzom.
"Nasza propozycja była taka, żeby benchmark był oparty o najlepsze technologie w danym sektorze. To byłoby uczciwe i adekwatne do sytuacji wielu krajów. W moim przekonaniu po decyzji Niemiec w Unii Europejskiej nadchodzi czas, kiedy potrzebna jest ponowna refleksja nad rozwiązaniami europejskimi. Przywołam tutaj wypowiedź głównego ekonomisty Międzynarodowej Agencji Energii, który powiedział, że w przypadku dyskusji o tym, czy redukować o 20 proc., czy też o 30 proc. (emisję CO2 w UE - PAP) różnica jest taka, jak dwutygodniowa emisja Chin" - dodał.
Podkreślił, że potrzebne jest zatem globalne porozumienie w sprawie redukcji emisji dwutlenku węgla. "Bez niego Europa idąc w ślepy sposób w redukcję emisji może doprowadzić do utraty konkurencyjności europejskiego przemysłu, europejskiej gospodarki" - podsumował.
Wiceminister gospodarki Marcin Korolec poinformował w poniedziałek w Brukseli, że obecnie nie ma jednomyślności rządu ws. zaskarżenia decyzji KE dot. obliczania darmowych pozwoleń na emisję CO2 w przemyśle.
Pod koniec kwietnia KE przyjęła zasady obliczania liczby darmowych pozwoleń na emisję CO2 w przemyśle w latach 2013-2020. Wyznacznikiem będą tzw. benchmarki, czyli emisje występujące przy użyciu najnowocześniejszych technologii dostępnych w całej UE (a nie w poszczególnych krajach). Zdaniem Korolca, sprowadza się to do technologii z użyciem paliwa gazowego, podczas gdy w Polsce powszechnie stosowanym paliwem jest węgiel. Może to oznaczać znaczny wzrost kosztów w branżach energochłonnych takich jak ciepłownictwo, sektor chemiczny, cementowy czy papierniczy.
W piątek minister ds. środowiska Andrzej Kraszewski zasugerował w rozmowie z dziennikarzami w Brukseli, że można poszukać innego rozwiązania niż zaskarżenie decyzji KE do trybunału UE.
Zgodnie z kwietniową decyzją KE, kraje UE mają do 30 września dostarczyć KE dane dotyczące instalacji przemysłowych na swoim terenie. Na ich podstawie KE wyliczy w 2012 r. przydziały darmowych pozwoleń dla każdej z nich na lata 2013-2020. Mają być one przydzielane dla każdej z nich maksymalnie do wysokości tzw. benchmarków, czyli emisji dwutlenku węgla generowanych przez 10 proc. najbardziej wydajnych instalacji w UE. Następnie limity te (wyrażone w tonach CO2 na 1 produkt) będą przemnożone przez wielkość produkcji, co określi liczbę darmowych pozwoleń dla przedsiębiorstw przemysłowych.
W latach 2013-2020 na darmowe pozwolenia w wysokości benchmarków mogą liczyć przedsiębiorcy z sektorów zagrożonych tzw. carbon leakage, czyli przenoszeniem produkcji poza granice UE (gdzie nie ma limitów emisji CO2). Branże takie będą określane m.in. na podstawie wzrostu kosztów produkcji w związku z koniecznością zakupu pozwoleń na emisję. Reszta przedsiębiorców otrzyma pozwolenia w wysokości 80 proc. benchmarków w 2013 roku. Ten wskaźnik udziału będzie stopniowo maleć do 30 proc. w 2020 r. Brakujące pozwolenia firmy będą musiały kupić na rynku.
W trosce o konkurencyjność przemysłu UE, w pakiecie klimatyczno-energetycznym UE z 2008 r. przewidziano, że część uprawnień w latach 2013-2020 będzie przyznawana za darmo w zależności od stosowanej przez firmy technologii: im mniej emisji CO2, tym większa część bezpłatnych praw do emisji. Nie dotyczy to elektroenergetyki, gdzie zasadą ma być zakup wszystkich pozwoleń na emisję z uwzględnieniem okresu przejściowego m.in. dla Polski.