Opłata dworcowa to dodatkowy koszt dla kolejowych przewoźników pasażerskich, który może pogorszyć ich sytuację ekonomiczną , a także przyczynić się do wzrostu cen biletów - powiedział w czwartek dziennikarzom analityk rynku transportowego Adrian Furgalski . Chodzi o tzw. opłatę dworcową, która miałaby być pobierana przez zarządcę dworców od przewoźników kolejowych, którzy płaciliby za każde zatrzymanie pociągu na dworcu.
"Finansowanie działalności stacji kolejowych ze względu na ich funkcje związane z obsługą podróżnych, powinno być zdywersyfikowane, albowiem w obecnej sytuacji ekonomicznej państwa oraz przewoźników kolejowych nie jest możliwe wskazanie jednego, podstawowego źródła pozyskania środków finansowych" - powiedział podczas konferencji prasowej w Warszawie Furgalski. Aby taka opłata mogła być wprowadzona, Urząd Transportu Kolejowego musi zatwierdzić jej stawki. Należąca do Grupy PKP spółka Dworzec Polski złożyła odpowiedni wniosek w styczniu tego roku. Urząd pozostawił go bez rozpatrzenia, ponieważ zabrakło w nim wykazania, że spółka ma tytuł prawny do zarządzania infrastrukturą kolejową, za korzystanie z której miałaby pobierać opłatę. W ocenie UTK jest mało realne wprowadzenie tej opłaty w grudniu br. wraz z nowym rozkładem jazdy pociągów.
Kolejarze proponowali, by wysokość opłat była uzależniona od kategorii dworca i długości pociągu. Przychody z tej opłaty miałyby być przeznaczone na utrzymanie ogólnodostępnych, publicznych części dworców - przejść, hal, toalet, poczekalni. Według wyliczeń kolejarzy na utrzymanie ok. 900 czynnych polskich dworców brakuje ok. 135 mln zł. rocznie. "Uzależnienie wielkości zaproponowanej przez Dworzec Polski opłaty dworcowej od długości pociągów i ilości zatrzymań na dworcu oraz ignorowanie odmiennego charakteru ruchu aglomeracyjnego i dalekobieżnego, może powodować rezygnację przewoźników z zatrzymania się pociągów przy niektórych stacjach, a nawet rezygnację z utrzymania niektórych połączeń" - powiedział Furgalski.
Podkreślił, że wątpliwości budzi sposób wyliczenia kwoty, jaką miałyby płacić przewoźnicy. "W naszym przekonaniu błędne założenie jest takie, że przewoźników stać w tej chwili na to, aby w skali kraju - choć naszym zdaniem nie jest to wiarygodna kwota - wpłacać 135 mln zł dodatkowo na utrzymanie dworców. Albo bilety będą musiały pójść w górę, zwłaszcza w ruchu aglomeracyjnym nawet o 50 proc. na krótkich odcinkach, albo samorządy musiałyby zwiększyć dofinansowanie" - podkreślił. Prezes Przewozów Regionalnych Małgorzata Kuczewska-Łaska uważa, że przewoźnicy powinni inwestować głównie w tabor.
"Najbliższy sercu przewoźnika jest tabor. To jest dla nas najistotniejsze. I w najbliższym czasie przewoźnicy będą musieli inwestować w tabory, dalej są inwestycje w tory, żeby pociągi mogły bezpiecznie po nich jeździć" - powiedziała podczas konferencji. Wyjaśniła, że przy obecnych uregulowaniach prawnych organizatorzy przewozów w żaden sposób nie mają obowiązku dofinansowywania kosztów utrzymywania dworców. Jej zdaniem to samo automatycznie dotyczy przewoźnika, który nie ma możliwości obciążenia organizatora kosztami dworca.