Resort edukacji pracuje nad zmianą przepisów która sprawi, że nowe wydania podręczników będą pojawiać się nie częściej niż co trzy lata. Uczniowie będą mogli korzystać z używanych książek, a portfele ich rodziców odczują ulgę.
W odpowiedzi Polska Izba Książki ogłosiła, że przymierza się do zwiększenia składek od swoich członków, by zebrać pieniądze na ogólnopolską akcję piarowską poprawiającą wizerunek branży. Czuje, że jej interesy są zagrożone. Powód: żniwa, jakie zbierają wydawnictwa na początku każdego roku szkolnego niebawem mogą zamienić się w klęską nieurodzaju. Wydawcom nie w smak jest też rządowy pomysł na wręczanie laptopa każdemu rozpoczynającemu naukę dziecku: komputery są konkurencją dla tradycyjnych książek.
Kilka miesięcy temu z ustawy o systemie oświaty w tajemniczych okolicznościach wyparował przepis, zgodnie z którym w danej szkole do nauki jednego przedmiotu mogą służyć nie więcej niż trzy tytuły książek, a każdy ma być w użyciu przynajmniej przez trzy lata. W efekcie uczniowie znów zostali zalani aktualizowanymi podręcznikami, a obroty wydawców poszły w górę.
By naprawić ten błąd, MEN postanowiło wpisać ograniczenie o trzyletnim odstępie przy wprowadzaniu nowych wydań do nowelizacji rozporządzenia w sprawie dopuszczania do użytku szkolnego podręczników. Jak dowiedział się „DGP”, prace nad nowelizacją powinny skończyć się w maju, rozporządzenie obowiązywałoby od początku nowego roku szkolnego. PIK, która opiniowała nowelizację, uznała ten przepis za niedopuszczalny, resort odrzucił jej uwagi.
Reklama
Wydawcy o swoje interesy postanowili zawalczyć piarowską akcją. W jej ramach przedstawiciele branży będą spotykać się z politykami, ekspertami i czytelnikami, tłumacząc im, że takie działania mogą prowadzić do upadku branży.
Tymczasem biznes wydawców podręczników ma się świetnie. Od 2006 roku ich obroty wzrosły o blisko 40 proc., choć zdaniem samych zainteresowanych o niczym to nie świadczy. – Podręcznik kosztuje średnio 30 zł, a powieść o Harrym Potterze 50 zł. A przecież koszt wydania podręcznika nie jest niższy niż beletrystyki – przekonuje Piotr Marciszuk, prezes PIK i szef wydawnictwa Stentor.
I dodaje, że gdyby wydatek na komplet książek podzielić na 12 miesięcy, wyszłoby po kilkadziesiąt zł. – A to inwestycja w wykształcenie dziecka – mówi Marciszuk. A Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty ripostuje, że coraz częściej rodzice muszą brać na podręczniki kredyt. Najlepsze, co w tej sytuacji mogłaby zrobić branża wydawnicza, to zacząć wydawać e-podręczniki. Uczniowie wykorzystaliby swoje laptopy, rodzice zaoszczędzili sporo pieniędzy, a wydawcy – papieru i związanych z jego produkcją kosztów. Wtedy jednak spadłyby dochody punktów ksero.