Polscy eurodeputowani nazywają to jednoznacznie - skandalem. Niemcy od marca walczą o to, by wódką można było nazywać każdy alkohol, który ma powyżej 40 proc. alkoholu. I nieważne, z czego będzie produkowany - mogą to być nawet banany. Jednak najgorsze jest to, że teraz próbują za naszymi plecami dogadać się w tej sprawie z innymi krajami Unii. Zapewne dlatego, że Polska mówi niemieckiej propozycji twarde "nie".

O to, co można nazwać wódką, Unia spiera się od wielu miesięcy. Polska i Litwa chcą, by można tak było nazwać tylko to, co wyprodukowane jest z ziemniaków i zboża. Ale przeciwne temu są kraje, które gustują w trunkach owocowych albo z melasy. One też chciałyby używać nazwy wódka, dlatego chcą, by można ją było produkować np. z winogron.

Przedstawiciel niemieckiego rządu dąży do zakończenia tego sporu i przeforsowania definicji proponowanej przez jego kraj. Wysłał właśnie list do władz 24 unijnych krajów, w którym prosi o poparcie złożonej przez Berlin kontrowersyjnej definicji wódki. Ale afera wybuchła, kiedy wyszło na jaw, że takiego pisma nie otrzymali przedstawiciele ani Polski, ani Litwy.

Eurodeputowany Bogusław Sonik wydał nawet w tej sprawie specjalne oświadczenie. Napisał w nim, że wyłączenie Polski i Litwy przez prezydencję niemiecką z jakiejkolwiek wspólnej dla Unii sprawy to dyskryminacja naszego kraju. Europoseł zażądał też od kanclerz Angeli Merkel zbadania tej bulwersującej sprawy. Na razie jednak niemiecki rząd milczy.





Reklama