Rosyjskie służby weterynaryjne przygotowują właśnie ustawę, według której od 1 kwietnia trudniej będzie eksportować do ich kraju mięso z Białorusi. Prawo do sprzedawania Rosji mięsa i przewożenia go przez granicę będą miały tylko te białoruskie zakłady, które do końca marca skontroluje specjalna rosyjska komisja.
Chodzi o to, że podwładni Władimira Putina podejrzewają, iż Białorusini po cichu sprzedają im polskie mięso. Dowodów nie mają, ale tak wyszło im... na logikę. Bo skoro Białoruś kupiła od nas aż 40 tys. ton mięsa, to - jak tłumaczą Rosjanie - jest mała szansa, by wszystko sami zjedli. A jak nie zjedli, to pewnie wysyłają do ich kraju. A przecież jest embargo na polskie produkty.
"Ułatwiliśmy handel z naszymi sąsiadami i doprowadziło to do tego, że teraz mięso zaczęto dostarczać do nas bez żadnych dokumentów. A to już jest skandal" - mówi Siergiej Dankwert, szef rosyjskiej Federalnej Służby Nadzoru Sanitarnego i Fitosanitarnego.
Białoruś dyplomatycznie milczy. A sytuację ma trudną, bo przecież Polska od wielu miesięcy nie może poradzić sobie z kontrolami rosyjskich weterynarzy. Co prawda teraz zwiedzają nasze masarnie, ale niewykluczone, że powiedzą to samo, co jesienią ubiegłego roku - że warunki, w jakich produkujemy mięso są fatalne i embarga nie zniosą pod żadnym pozorem.
Nic nie wskazuje na to, by polsko-rosyjska wojna o mięso szybko się skończyła. Bo choć inspektorzy z Moskwy kontrolują nasze masarnie, ich koledzy blokują granice z Białorusią. Oskarżają swych sąsiadów, że potajemnie sprzedają do Rosji nasze mięso.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama