Ankieterzy szczegółowo przepytali w sumie ponad 5,5 tys. osób z 18 krajów Europy. Interesowało ich wszystko: kiedy badani najwydajniej pracują, co motywuje ich do pracy, a co rozleniwia. I w ten sposób powstał obraz statystycznego pracownika biurowego. Jak się okazało, Polak nie odbiega w nim zbytnio od europejskiej średniej.
W poniedziałek Jan Kowalski, najpewniej pracownik sektora publicznego albo firmy telekomunikacyjnej, wraca do pracy po weekendzie. Nie idzie mu najlepiej, bo po dwóch wolnych dniach rano ledwo zwlókł się z łóżka. "To prawda, jestem typowym Kowalskim. Przez pierwsze godziny jestem na rozruchu, dochodzę do siebie" - śmieje się 29-letni Daniel z warszawskiej firmy telekomunikacyjnej.
Ale już we wtorek tak jak blisko 40 proc. rodaków Kowalski osiąga wyżyny swoich możliwości. Wprawdzie rano jeszcze wstaje niechętnie, ale już o godz. 10 ochoczo analizuje, liczy, projektuje i pisze raporty. Między 12 a 14 udaje się na należną mu przerwę, którą spędzi przy filiżance kawy lub herbaty. Po odpoczynku poczuje się jednak na tyle... znużony, że znowu będzie potrzebował trochę czasu, żeby zacząć wydajnie pracować. "Ten lunchowy czas przypada zwykle na ósmą godzinę po obudzeniu. To naturalne, że pojawia się obniżenie aktywności" - uspokaja prof. Tadeusz Marek, psycholog pracy. Nasz Kowalski znowu się jednak rozleniwi na dwie godziny przed wyjściem do domu. W sumie z ośmiu godzin urzędowania z pełnym zaangażowaniem przepracuje najwyżej sześć.
W środę wydajność statystycznego Kowalskiego nieco już spadnie, bo będzie myślał o zbliżającym się weekendzie, a poza tym będą go rozpraszać wolno działające urządzenia biurowe z drukarką na czele. Jego zapał do roboty osłabią też pogaduszki z kolegami oraz surfowanie po internecie. Z kolei w czwartek i piątek zmęczenie intensywną pracą w poprzednie dni oraz myśl o sobotnio-niedzielnym leniuchowaniu będą tak silne, że wydajność Kowalskiego znacząco spadnie.
Te dane nie dziwią psychologa biznesu Jacka Santorskiego. "Wszyscy pamiętamy, jak w 85. minucie meczu ze Słowacją polskim piłkarzom zabrakło siły i koncentracji. I oddaliśmy wygrany mecz. Podobnie jest w pracy. Tam gdzie jest wysoki profesjonalizm oraz wydajność pracy, koncentracja i mobilizacja trwają do finału, czyli weekendowego wypoczynku. Niestety my w Polsce nie umiemy ani dobrze pracować, ani dobrze wypoczywać" - tłumaczy Santorski.
Co gorsza, jeśli szef Kowalskiego myśli, że zachęci go do wytężonej pracy, organizując np. bar na terenie firmy, to grubo się myli. Do prawdziwego wyścigu poderwie pana Jana tylko dodatek motywacyjny albo pochwała. "Wydajność w dużym stopniu zależy od jasnego postawienia celów oraz informacji zwrotnej od przełożonego: czy zadanie zostało właściwie wykonane. Ma to o wiele większe przełożenie na jakość pracy niż organizowanie pracownikom jakichś atrakcji" - potwierdza Santorski.
No chyba że akurat mamy lipiec albo grudzień - w te dwa miesiące roku Kowalski ma głowę zaprzątniętą planami urlopowymi bądź jest w wirze przygotowań do świąt Bożego Narodzenia. Na wszelkie wysiłki szefa Jan Kowalski patrzy zresztą z pobłażaniem. Jest bowiem święcie przekonany, że to właśnie prezes i dyrektorzy są najmniej wydajnymi pracownikami firmy. "To typowy urzędniczy brak wyobraźni. Człowiek, który sam ma zwykle określony zakres zadań, nie dostrzega, że szef koordynuje pracę całego zespołu, więc często pracuje o wiele dłużej" - tłumaczy socjolog prof. Jacek Leoński.