Miasta walczą o dobry PR. 21 maja w Gdańsku odbędzie się światowy zjazd gdańszczan. Ruda Śląska reklamuje się hasłem: „Szczęśliwi ludzie mieszkają w Rudzie”.Wrocław od lat przekonuje, że jest najlepszym miejscem do życia w Polsce. To chlubne wyjątki, większość miast nie robi wystarczająco wiele, by powstrzymać mieszkańców przed wyprowadzką. Efekt: w ciągu 7 lat uciekło ich blisko 700 tys.

Reklama

Polska znowu dzieli się na A i B. Ale już nie położenie po jednej lub drugiej stronie Wisły ma decydujące znaczenie. Podział rozkłada się na regiony z silnymi i słabymi miastami. "Z jednej strony mamy takie metropolie jak Warszawa czy Kraków oraz nowe, coraz prężniejsze ośrodki: Białystok, Wrocław, Poznań i Trójmiasto. Z drugiej coraz większą grupę miast, które po prostu umierają na naszych oczach" - mówi socjolog miast profesor Wojciech Łukowski i tłumaczy, że silne, rozwijające się miasto jest akumulatorem rozwoju dla okolicy. Słabe, jak np. Łódź (tylko między rokiem 2008 a 2009 straciło 7 tys. mieszkańców) czy Tarnów (2 tys. mniej), pociągają całą okolicę w dół.

Cały proces jednak zaczyna się w samym mieście, a pierwszą jego oznaką jest ucieczka mieszkańców. "I dlatego właśnie najlepsze, co mogą zrobić miasta, to przekonywać obywateli, by nie wybierali się na emigrację. A tych, którzy już wyjechali, namówić, aby wrócili" - tłumaczy politolog i socjolog Piotr Dzik.

O Wrocławiu stało się głośno, gdy jego władze zaapelowały do młodych polskich emigrantów: przyjedźcie do nas, będzie dla was praca, możecie tu się uczyć i wygodnie mieszkać. Dziś wszyscy wierzą, że we Wrocławiu żyje się lepiej niż w reszcie kraju, a miasto jest jednym z nielicznych, które zamiast tracić, zdobywa nowych mieszkańców. Także Białystok, Toruń czy Rzeszów zdobyły po kilka tysięcy nowych mieszkańców. Zły PR może być powodem odpływu mieszkańców. Najlepszym przykładem jest tu Warszawa.

"Rozwój miejskiej metropolii sprawia, że rosną też tzw. obwarzanki, miasteczka leżące na ich okręgu " -dodaje Dzik. Legionowo, Piaseczno czy Konstancin-Jeziorna wokół Warszawy w ostatnich latach powiększyły się o kilkadziesiąt tysięcy osób. A nawet więcej, gdyż metropolia warszawska jest mocno niedoszacowana – nawet o pół miliona mieszkańców, którzy tu mieszkają i pracują, ale nie są zameldowani. Władze miast przekonują ich, aby tu właśnie płacili podatki, a nie tam, gdzie mają tylko meldunek.