Udział komercyjnych instytucji w restrukturyzacji greckiego długu musi być dobrowolny. Agencja ratingowa Fitch ostrzegła w środę, że w przeciwnym wypadku uzna, że Grecja jest w stanie bankructwa, a to może wywołać panikę w unii walutowej. Wstępny pomysł unijnych rządów zakłada, że banki, towarzystwa ubezpieczeniowe i fundusze inwestycyjne zgodziłyby się kupić nowe greckie obligacje, w miarę jak te, które posiadają, osiągną termin zapadalności. Ale oprocentowanie nowych papierów nie byłoby na poziomie obecnych, bardzo wysokich stawek rynkowych, lecz znacznie niższych pożyczek oferowanych Atenom przez UE i MFW. Właśnie ta różnica miałaby być kosztem, jaki poniosą prywatni inwestorzy. Taki układ miałby trwać aż do końca 2014 r.
– Problem jest jednak podwójny. Po pierwsze zarządy banków ryzykują pozwami ze strony akcjonariuszy za działanie na szkodę spółek. Po drugie nie jest pewne, że wszystkie banki się zgodzą na takie rozwiązanie, przez co warunki konkurencji na rynku zostaną zachwiane – uważa Corne van Zeijl, menedżer holenderskiego funduszu inwestycyjnego SNS Asset Management. W środę kanclerz Niemiec Angela Merkel przyznała, że „nieliczne instytucje finansowe chcą dobrowolnie zdecydować się na takie straty”. Stąd niemieckie ministerstwo finansów rozpoczęło negocjacje dotyczące zachęt, które mogłyby skłonić prywatny kapitał do udziału w programie pomocy dla Grecji. Jedną z opcji jest udzielenie gwarancji przez rząd Niemiec wypłacalności greckich obligacji na wypadek bankructwa kraju. Merkel nie chce jednak zbyt daleko iść tym tropem, bo w ostatecznym rachunku mogłoby to oznaczać, że ponownie całość kosztów ratunku dla Aten weźmie na siebie podatnik.
Holenderskie władze z kolei mają nadzieję, że banki, które zaledwie dwa lata temu zostały uratowane dzięki pomocy państwa, nie odzyskały na tyle silnej pozycji, aby stawić opór. – To jest kwestia semantyki, do jakiego stopnia można mówić o dobrowolności, a w którym momencie zaczyna się przymus. Punkt wyjścia jest taki, że wszystkim bankom zależy na uniknięciu bankructwa Grecji, bo w przeciwnym wypadku skutki finansowe będą fatalne – podkreśla Simon Adamson, analityk z Creditsights. Zdaniem ekspertów w przypadku Grecji nie da się powtórzyć scenariusza restrukturyzacji długu spółki Dubai World, kiedy mniejsi wierzyciele zostali zmuszeni do przyjęcia niekorzystnych rozwiązań, ponieważ zostali przegłosowani przez fundusze posiadające największą część długu. W takim przypadku agencje ratingowe uznałyby Grecję za bankruta.
Prywatni inwestorzy posiadają aż 2/3 wartych 270 mld euro greckich obligacji, z czego 90 mld euro należy do towarzystw ubezpieczeniowych. Wśród banków najbardziej obciążone są te z Francji (56,7 mld euro) i Niemiec (33,97 mld euro). Jednak Standard & Poor’s uważa, że banki w Unii są dziś na tyle mocne, że wytrzymałyby nawet całkowitą niewypłacalność Grecji. Nie jest natomiast pewne, co by się stało, gdyby w ramach efektu domina zbankrutowały Portugalia lub Irlandia. Zasady udziału prywatnego kapitału w pakiecie pomocy dla Grecji muszą zostać ustalone do 3 lipca. Wtedy też Ateny miałyby zawrzeć nowe porozumienie o wsparciu ze strony UE i MFW.
Reklama