Michał Heller jesienią 2009 r. miał 22 lata i plan: założyć biznes internetowy. Rok wcześniej wystartowały nowe dotacje unijne, które wydawały się stworzone dla ludzi takich jak on. Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka, działanie 8.1 – brzmiało poważnie, ale oznaczało po prostu dofinansowanie e-biznesów. Chodziło o wsparcie innowacyjnych projektów prowadzonych przez młodych przedsiębiorców. W warunkach przyznawania dotacji zapisano, że firma, która stara się o wsparcie, nie może działać dłużej niż rok.
Heller złożył wniosek pod koniec 2009 r. W czerwcu 2010 r., kiedy okazało się, że przeszedł sito i na witrynę Gabinety-Kosmetyczne.net przyznano mu blisko 420 tys. zł dotacji, wydawało mu się, że właśnie zaczyna się spełniać jego marzenie o wielkiej internetowej karierze. – Zaliczkę o wartości 30 proc. dotacji przelano mi po trzech miesiącach. Ale już wcześniej realizowałem projekt, tyle że z własnych środków – opowiada Heller. Procedura przy dotacjach z tego programu jest zawsze taka sama: najpierw przedsiębiorca inwestuje ze środków własnych, które później są mu zwracane. – Od początku wiedziałem, że będę musiał posiłkować się kredytem, więc rozpocząłem rajd po bankach – wspomina. Młodemu biznesmenowi wydawało się, że wystarczy dokument z Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości potwierdzający przyznanie dotacji, by banki potraktowały to jako wystarczające zabezpieczenie. Szybko się okazało, że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością. – Sytuacja była już wtedy kiepska, środki z zaliczki się kończyły, a ja popełniłem największy błąd. Wziąłem dwa kredyty konsumenckie: jeden na siebie, drugi na osoby trzecie, które pomogły mi w ten sposób, wierząc, że oddam im ze zwrotu otrzymanego z PARP. Wydałem również środki ze swoich kart kredytowych i linii kredytowej – mówi Heller.
W styczniu 2011 r. witryna zaczęła działać, ale Heller nie znalazł inwestora, więc w lipcu musiał zwolnić pracowników. Miesiąc później dostał zwrot z PARP za pierwszy etap projektu. – Tyle że nastąpiło to dopiero po blisko 8 miesiącach od jego zakończenia, a więc przez cały ten czas musiałem finansować projekt z własnych pieniędzy – mówi Heller. Było już za późno na ratowanie biznesu. We wrześniu agencja wypowiedziała umowę biznesmenowi, w październiku Heller złożył do sądu wniosek o ogłoszenie upadłości.
Rachunek z udziału w programie 8.1 Heller ma więc niezwykle wysoki. PARP wypłaciła mu 140 tys. zł, które musi zwrócić. Z własnej kieszeni, z kredytów bankowych, kart kredytowych i pożyczek od kolegów wydał drugie tyle. To sporo, jak na serwis z ogłoszeniami gabinetów kosmetycznych. Szczególnie że kilka tygodni temu Heller, starając się odzyskać przynajmniej część pieniędzy, by zacząć spłacać długi, wystawił go na Allegro. Przy okazji ujawnił też, jak jego serwis radzi sobie na rynku. Ma średnio 250 – 470 użytkowników dziennie, bazę 800 adresów e-mailowych, ponad 300 pełnych danych gabinetów kosmetycznych, 2100 fanów na Facebooku, a przez rok przyniósł 4298,77 zł przychodu. Hellerowi udało się w końcu sprzedać witrynę za kilka tysięcy złotych, ale wciąż ma do spłaty ogromny dług.
Reklama

Sukces a la 8.1

Choć historia Michała Hellera jest dosyć dramatyczna (spośród 1,6 tys. projektów, które dostały dofinansowanie z działania 8.1, tylko kilka ogłosiło upadłość), postanowiliśmy sprawdzić, jak sobie radzą inni beneficjenci dotacji na e-biznes. – To miał być program, który zatrzyma młodych ludzi w Polsce. Zamiast pracy na zmywaku w Wielkiej Brytanii lub bezrobocia u nas mieli dostać szansę, by zrobić coś innowacyjnego, nowoczesnego i nie tylko rozwijać gospodarkę, lecz także samemu nauczyć się, jak działają rynek oraz przedsiębiorstwa internetowe – tłumaczy Jerzy Kwieciński, były wiceminister rozwoju regionalnego, a dziś ekspert BCC ds. internetu. – Zamysły były bardzo ambitne. Opowieści, jak to budujemy polską Dolinę Krzemową, i setki przedsiębiorców starających się o dotację jeszcze bardziej podkręcały nastroje z nimi związane. A tymczasem trzeba pamiętać, że jak w każdym biznesie, tylko część ma szansę na sukces – dodaje Kwieciński.
Oficjalne podsumowania 8.1 przedstawiane przez PARP są jednak optymistyczne. Połowa z firm udostępnia już swoje e-usługi, ale co czwarta ma węższy zakres, niż zakładano w projekcie. Ponadto nikt nie wykazał się specjalną oryginalnością: dominują serwisy zajmujące się e-pośrednictwem, których jest blisko jedna trzecia – zbierają oferty z rynku mieszkaniowego, turystyczne, remontowe etc. Na drugim miejscu znalazło się e-zarządzanie – zajmuje się tym co szósta firma, potem e-społeczności (np. miłośników zwierząt) – takich jest 7 proc. Średnio firmy zatrudniają po dwie osoby, a rozwój jest nieznaczny – łącznie do końca września 2011 r. powstało trochę ponad 5,2 tys. etatów. E-biznesy zarabiają głównie na płatnościach od użytkowników (ponad połowa wskazuje je jako główną formę zarobku). Reszta planuje czerpanie zysków z reklam i ze współpracy z partnerami biznesowo zainteresowanymi użytkownikami serwisów. Może z tym być jednak poważny problem, bo przeciętna liczba e-klientów każdego z projektów to 600 osób, a średnia liczba aktywnych użytkowników wynosi niewiele ponad 2,5 tys. To stanowczo za mało, by czy to z opłat, czy z płatności za reklamy można było zarobić na utrzymanie serwisu.
Niedawno także Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła, jak funkcjonuje fundusz na innowacje. NIK przyjrzała się głównie prawidłowości wydatkowania przez PARP pieniędzy dla poszczególnych beneficjentów. Na 36 sprawdzonych projektów w 9 wykryto mniejsze lub większe nieprawidłowości, jeden zbankrutował, a trzem nakazano zwrócić część dotacji. Brakuje jednak dokładnej analizy, jak naprawdę działają start-upy sfinansowane dotacjami. I dlatego przeprowadziliśmy własny przegląd. Sprawdziliśmy 60 spośród ponad 300 firm, które już rozliczyły swój projekt z PARP.

Nie ma takiego adresu

Przeglądając pomysły, które otrzymały dotacje, trudno się spodziewać, że znajdzie się wśród nich biznesowa perełka. Jednym z większych absurdów wydawał się serwis Dni Wolne, który chciał zarabiać na oferowaniu klientom informacji o dniach wolnych od pracy w danym państwie. Wiedza prosto z Wikipedii za 30 zł miesięcznie? Dotacja wyniosła ponad 170 tys. zł.
Jeszcze większe zdziwienie budzi projekt, który uzyskał najwyższe dofinansowanie – 850 tys. zł – na stworzenie telefonu z prognozą pogody. Całość miała kosztować milion złotych. Po dodzwonieniu się pod podany numer dowiedzieliśmy się, że minuta rozmowy kosztuje 1,29 zł. Niestety, po podaniu nazwy miasta i daty, czyli danych potrzebnych do uzyskania informacji o pogodzie, okazało się, że takich informacji serwis nie posiada. A nie pytaliśmy o szczególnie trudne destynacje – interesowała nas pogoda na 1 maja w Warszawie, Krakowie i we Wrocławiu. Telefon kontaktowy do firmy okazał się nieaktualny, adresu mejlowego nie było.
To niejedyne przedsiębiorstwo, które tak działa. Jedną z najbardziej charakterystycznych cech wielu start-upów powstałych dzięki dotacjom jest... brak możliwości kontaktu. Na 32 e-maile wysłane do tych firm, do których nie było podanego numeru kontaktowego, nie otrzymaliśmy ani jednej odpowiedzi. Innowacyjność na pewno nie oznacza więc w ich wydaniu odbierania poczty elektronicznej. I tak na e-mail nie odpowiedział np. MójRachunek.pl, który zapewnia, że „pozwala zachować pełną kontrolę nad rachunkami”, a wystarczy „podać adres e-mail i już korzystasz z aplikacji”. Bez odpowiedzi pozostały też pytania do firmy Populi, która za 947 tys. zł (w tym 800 tys. zł dotacji) stworzyła usługę Near-bye mającą pomagać w organizowaniu spotkań grupom osób o podobnych zainteresowaniach. Nie odpowiedział na pytania twórca firmy Profuturia oferującej e-SERWIS, czyli Elektroniczny System E-Rozwoju i Wspierania Innowacyjnego Środowiska. A najbardziej interesowało nas w jego przypadku wyjaśnienie, na czym ta usługa w ogóle polega. Zaintrygowała nas też oferta projektu MakeItRational.com. Dostał 134 tys. zł dofinansowania z funduszy unijnych, które miały pomóc w stworzeniu usługi pomagającej podejmować trafne decyzje. Serwis jest tylko po angielsku, bo oferta ma być skierowana przede wszystkim na rynek amerykański. Niestety, nie dowiedzieliśmy się, czy ci eksperci od racjonalnych wyborów są zadowoleni z udziału w programie 8.1.
W niektórych firmach trwa nieustanny remont, a przynajmniej o tym świadczą wizyty na stronach. W BOSSG Information Security kilka elementów jest w przebudowie i aktualizacji. Tak samo na stronie Air Market, która – jak twierdzi jeden z pracowników, z którym rozmawialiśmy – prosperuje znakomicie. Firma zatrudnia pięć osób na etatach i jest notowana na giełdzie. Mimo 800 tys. zł dotacji na stronie znaleźć można tylko komunikat: „Przepraszamy za niedogodności. Serwis zostanie uruchomiony wkrótce”. Od kiedy tak jest? – Od kilku tygodni, ale informatycy bardzo się starają, by strona ruszyła szybko – mówi pracownica serwisu. Z opisu wynika, że ma on służyć wyszukiwaniu lotów czarterowych, części zamiennych samolotów, usług pilotów oraz samolotów do nabycia.
Niektórych projektów w ogóle nie udało się znaleźć. Nie ma też strony internetowej ani jakiejkolwiek możliwości kontaktu (numer telefonu z bazy firm nie działa) do Polskiej Akademii Rozwoju Projektów (nomen omen PARP), która za 830 tys. zł dofinansowania miała przygotować tajemniczo brzmiący „innowacyjny portal projektów e-usług”. Według danych Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości beneficjent PARP rozliczył swój projekt w 2011 r. Niestety nie wiadomo, na czym polegał. Stroną internetową nie dysponuje też firma Primavista. Z opisu dotacji wynika, że oferuje inteligentny kreator dokumentów.

To nie jest sposób na życie

Jak opowiadają niektórzy beneficjenci, na początku chcieli skupić się tylko na swoim e-biznesie. Szybko jednak musieli zweryfikować zamierzenia. Marta Śluborska z serwisu Inwitacje.pl, który dostał blisko 360 tys. zł dofinansowania, nie ukrywa, że projekt wciąż jeszcze prowadzi tylko dlatego, że umowa zobowiązuje ją do utrzymania go przez dwa lata po ostatecznym rozliczeniu z PARP. – Dopóki były pieniądze i trzeba było rozliczać ich wydawanie, dopóty była mobilizacja, by prowadzić serwis. Wszystko udało nam się do końca rozliczyć, ale bardzo szybko okazało się, że serwis nie zapewni utrzymania – mówi nam Śluborska. Jej witryna ma pomagać w zapraszaniu znajomych na imprezy. „Wystarczy znać adresy e-mail swoich gości, a nasz system roześle przygotowane przez Ciebie e-zaproszenia i stworzy stronę Twojej imprezy, gdzie Ty i Twoi goście będą mieli wgląd w listę zaproszonych oraz ich status zaproszeniowy” – tak opisuje swoją ofertę. – W 2009 r. wydawało się nam, że to coś nowego. Niestety, serwis nie stał się tak popularny, jak na to liczyłam. Przygoda z jego zakładaniem była fajna i sporo mnie nauczyła, ale dziś prowadzę go tylko dlatego, że zobowiązuje mnie do tego umowa. A oprócz tego muszę mieć normalną pracę – opowiada właścicielka.
Także Andrzej Berdy, pomysłodawca serwisu Zobacz Talent, przyznaje, że to dla niego działalność dodatkowa. – Nie jest najgorzej, choć zyski nie są aż takie, jak na początku przewidywałem. Usługa wciąż ma perspektywy, na razie jej nie zamykam. Czekam – zapewnia. Podobnie stan swojego projektu ocenia Szymon Babiaka z firmy Oxon Tech, która stworzyła serwis dobierający indywidualnie diety Dobre-Diety.pl. Wprawdzie dostał on ponad 670 tys. zł dotacji, ale w ocenie jego właściciela to za mało, by udało się doprowadzić do jego ukończenia. – Czyli żeby zaczął na siebie zarabiać. Nie zamykamy działalności, ale utrzymać się z niej nie można. Choć mamy poczucie sukcesu, bo już samo rozliczenie projektu to jest coś. Wymagania biurokratyczne były ogromne i większość czasu zajmowało ich załatwianie, a nie prowadzenie serwisu – tłumaczy.

Procedury, procedury, procedury

Spora część beneficjentów zapytana o dotacje reaguje irytacją i zarzeka się, że pomysł na współpracę z PARP był najgorszym, co im przyszło do głowy. – Proszę zadzwonić za półtora roku – Piotr Pyziak, szef serwisu NaszeLigi.pl, na pytanie o dotacje z PARP wzdycha ciężko. – Wprawdzie serwis rozliczyliśmy i odebraliśmy już całą dotację, ale zgodnie z umową musimy prowadzić projekt jeszcze przez dwa lata i przez ten czas agencja może nam zgotować jakieś nieprzyjemności – dodaje. Jego serwis ma za zadanie integrować amatorskich fanów piłki nożnej, nie tyle kibiców, co miłośników grania, tak by mogli za pośrednictwem internetu zakładać własne drużyny. – Ta dotacja okazała się niezwykle droga – zarzeka się Pyziak. – Wytłumaczę to na jednym przykładzie. Nasz grafik, szukając czcionki do tworzenia logo, znalazł wzór należący do jednego z kanadyjskich banków. Prawa do jej używania kosztowały 40 euro, a więc z dotacji przysługiwała nam refundacja ok. 32 euro. Niestety, faktura na czcionkę całkiem przerosła urzędników. Domagali się poświadczenia jej odbioru, a potem jeszcze poświadczenia od banku, na jakiej podstawie przeliczono kurs z euro na złotówki. Wszystko to wstrzymało płatność za część projektu na ponad kwartał. W pewnym momencie zagroziłem w urzędzie, że zjem ten rachunek, bo nie chcę zwrotu pieniędzy, skoro mają wstrzymać całą płatność – opowiada Pyziak i dodaje, że jego księgowa wyliczyła, że w efekcie dotacja o wartości trochę ponad stu tysięcy złotych kosztowała firmę pięć razy tyle.
Mimo wszystko jest on zadowolony z tego, jak działają NaszeLigi.pl. – Mamy ponad 30 tys. zawodników zrzeszonych w blisko 3 tys. drużyn, którym udało się już rozegrać 644 rozgrywki. Nawiązaliśmy współpracę z Juventusem Turyn, a reklamowo z Nike, czyli zaczynamy powoli zarabiać na siebie i na pewno będziemy rozwijać serwis dłużej, niż wymaga tego umowa. Ale gdybym miał ponownie zakładać taki e-biznes, nigdy bym już nie starał się o dotację na jego rozwój – dodaje przedsiębiorca.
Łagodniej współpracę z PARP ocenia Wojciech Kulesza z Iplaner.pl, internetowego organizatora podróży, który pomaga zaplanować poruszanie się po Poznaniu i Lublinie. Według niego opłacało się wziąć dofinansowanie. Dzięki temu może zatrudnić kilka osób na etacie. – Szkoda tylko, że nie przewidywało ono etatu dla osoby, która zajęłaby się rozliczeniem tego wszystkiego. W lokalnym biurze PARP spędzałem kilka godzin tygodniowo. Gdybym tam właśnie urządził sobie stanowisko pracy, byłoby to o wiele wygodniejsze, bo w okresie rozliczeniowym siedziałem tam na okrągło – mówi Kulesza.

A jednak się kręci

Są też takie projekty, które nawet w wąskiej branży odniosły sukces – to znaczy utrzymały się i ich właściciele na razie ich nie zamykają. Neorent.pl dostał już nawet kilka nagród – został uhonorowany Webstarem Internautów dla najlepszej strony internetowej 2011 r., a także uznany za Rynkowego Lidera Innowacji 2012 „Jakość, kreatywność, efektywność” w programie „Strefy Gospodarki”, dodatku do Dziennika Gazety Prawnej. To strona służąca do wynajmu mieszkań. Za 277 tys. zł (w tym 235 tys. zł dotacji) udało się stworzyć połączenie witryny z ogłoszeniami z serwisem społecznościom, gdzie właściciel lokalu jest kontaktowany z poszukującym mieszkania czy domu. Wprawdzie serwis działa, rozliczył dofinansowanie, ale jego twórcy dochodzą do wniosku, że to za mało. – Zakładamy nowy projekt, który ma pomóc w działaniu tego pierwszego. Problemy wynikają ze specyfiki rynku i z syndromu pustej knajpy. Mamy dopracowane funkcjonalności i wszystkie procedury, ale dopóki nie będzie zgłoszonych wystarczająco dużo ofert, dopóty serwis nie będzie sprawnie działać – mówi twórca Rafał Witkowski.
Podobnie ocenia efekty swojej pracy Szymon Kulabiak z MyConect.pl. To serwis oferujący grafiki do telefonów. – Jest nie najgorzej. Zarabiamy, rozliczyliśmy dotację, ale już widać wyraźnie, że bez wsparcia kolejnych usług się nie rozwiniemy. I dlatego jeszcze w tym roku startujemy z kolejnym serwisem. Będzie nam łatwiej, bo dzięki 8.1 sporo się nauczyliśmy – opowiada biznesmen.
Powoli, ale skutecznie rozwija się też Qlturka.pl. To serwis informacyjno-społecznościowy poświęcony kulturze dla dzieci. Jego twórczyni Ewa Świerżewska dostała 250 tys. zł dofinansowania i choć miała początkowo spore trudności z rozliczaniem poszczególnych części projektu (a raczej z wydobyciem pieniędzy od PARP, bo opóźnienia w przelewach były normą), to serwis działa, a nawet zatrudnia oprócz Świerżewskiej trzy osoby. Qlturka ma kilka źródeł przychodów: reklamy, bazę polecanych miejsc (takich jak np. przedszkola, kluby czy domy kultury), w której można wykupić roczny abonament, oraz mecenasów opiekujących się (także finansowo) poszczególnymi działami. Miesięcznie odwiedza go średnio 100 tys. osób.
Jeden z większych sukcesów spośród beneficjentów 8.1 odniosło Fru.pl. Serwis wyszukuje połączenia lotnicze i hotele oraz pozwala na ich rezerwację. Dzięki oferowanym funkcjom jest pomocny przy odnajdywaniu połączeń pasujących do podanych warunków wśród ofert wielu różnych linii lotniczych. Przydatna może być także wyszukiwarka hoteli, której wyniki można segregować według popularności, oceny, liczby gwiazdek lub ceny pokoi. Działa na tyle sprawnie, że międzynarodowa firma konsultingowa Deloitte w ubiegłorocznym rankingu Technology Fast 50 wyróżniła go jako wschodzącą gwiazdę. Tyle że twórcy Fru.pl mieli już doświadczenie z podobnym serwisem, bo dwa lata wcześniej założyli bliźniaczy Vola.ro działający na rynku rumuńskim.
Rzeczywiście, spektakularnych sukcesów wśród beneficjentów tego programu brakuje – przyznaje Jerzy Kwieciński. – Duża część przedsiębiorców przeliczyła swoje siły. Inni dostali dotacje na projekty, które w ogóle nie spełniały wymogów innowacyjności, bo urzędnicy mieli problemy z oceną tego czynnika. I już wiadomo, kolejnej Naszej Klasy z tego nie będzie. Ale moim zdaniem sporym osiągnięciem jest to, że choć wiele osób się sparzyło, to jednak próbowało własnych sił w e-biznesie. Następnym razem może będzie im łatwiej – podsumowuje Kwieciński.