Eksperci twierdzą, że do tak dużych wzrostów przyczyniły się wojna w Ukrainie, chęć zdobycia elementarnych umiejętności posługiwania się bronią oraz rosnąca świadomość, że nie jest to zarezerwowane dla wybranych.
Polacy zrozumieli, że uzyskanie pozwolenia jest w ich zasięgu - mówi Mariusz Kaczmarczyk, właściciel jednej z największych strzelnic w kraju. Tłumaczy, że w przypadku ubiegania się o zezwolenie na broń kolekcjonerską czy sportową postępowanie administracyjne jest opisane w ustawie o dostępie do broni i amunicji. Mówi o dostarczeniu do wydziału postępowania administracyjnego policji konkretnych dokumentów.
Kaczmarczyk prowadzi klub sportowo-kolekcjonerski. Członek przychodzi na zajęcia dwa razy w tygodniu. Tam uczy się strzelania, ale też procedur bezpieczeństwa. Gdy czuje się pewnie, przystępuje do egzaminu wewnętrznego, który jest przepustką do egzaminu państwowego na patent strzelecki. Egzamin składa się z części praktycznej na strzelnicy i teoretycznej, do której pytania przygotowuje Polski Związek StrzelectwaSportowego. Następnie występuje się o licencję na dany typ broni (pistolet, karabin, strzelba gładkolufowa) do PZSS. Do tego dochodzi komplet badań u internisty, psychologa, okulisty, zaświadczenie o niekaralności. Policja ma 30 dni na wydanie decyzji o przyznaniu pozwolenia. Z takim dokumentem można kupić broń, którą w ciągu pięciu dni trzeba zarejestrować.
Gdy się ma pozwolenie na broń sportową i należy do stowarzyszenia kolekcjonerskiego, wystąpienie o pozwolenie na broń kolekcjonerską nie wymaga już dodatkowych starań w policji. Są one niezbędne, jeśli od początku występujemy o taki typ pozwolenia. Wówczas poza przynależnością do stowarzyszenia konieczne jest przejście testów praktycznego i teoretycznego w komendzie.
“Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, w sklepach zabrakło amunicji”
Paulina Ptaszyńska, instruktorka strzelectwa, opowiada, że gdy wybuchła wojna w Ukrainie, w sklepach zabrakło amunicji. To po części odpowiedź na pytanie, co kieruje dziś ludźmi. Zmienił się profil osób, które występują o pozwolenie. Przed wojną był to rodzaj hobby. Dziś to zdecydowanie częściej potrzeba zdobycia umiejętności - ocenia.
Strzelanie jest kosztowne. Jeden nabój do pistoletu kosztuje ok. 4 zł. Paczka do wystrzelenia w kilkanaście minut liczy 50 sztuk. Do tego rezerwacja miejsca i instruktora - kolejne 60 zł. Szkolenie wymaga regularności. Większość osób nie potrafi oddać celnego strzału na odległość 10 m. Dużo jest do nadrobienia, jeśli chcemy mieć pożytek ze wzrostu liczby osób z pozwoleniami - dodaje instruktorka.
Skąd tylu kolekcjonerów i sportowców? To efekt tego, że nie ma dziś pozwolenia, które odpowiadałoby rzeczywistości. Osobiste pozwolenie wymaga udokumentowania ponadprzeciętnego zagrożenia dla zdrowia czy życia. W praktyce tylko nieliczni je dostają - opisuje Ptaszyńska. Żartuje, że dziś statystyczny kolekcjoner ma na stanie… jednego glocka. A ilu sportowców faktycznie rywalizuje w zawodach? - 10 proc. Reszta robi to raz w roku, by utrzymać licencję - ocenia.
Eugeniusz Bednarz, prezes Związkowego Klubu Strzeleckiego w Warszawie, opisuje, jak wyglądało zainteresowanie konkursem ogłoszonym przez resort sportu, a prowadzonym w 2022 r. pod auspicjami PZSS. Był dla osób, które nigdy nie miały nic wspólnego ze strzelaniem, a chciały zdobyć umiejętności. Liczba miejsc w grupie była ograniczona. Za każdym razem, gdy otwieraliśmy nowy nabór, w ciągu kilku minut wszystkie miejsca były zajęte - opisuje.
Marian Ślimak, dyrektor w Milisystem SA, były oficer JW GROM, zwraca uwagę, że od lat 90. w Polsce była niska świadomość na temat tego, kto może mieć broń. Skutkowało to tym, że średnia z ostatnich lat dla państw UE na 100 mieszkańców wynosiła sześć-osiem sztuk broni, a w Polsce nigdy nie przekroczyła trzech sztuk. To, że przybywa wydawanych zezwoleń, ocenia pozytywnie. Owszem, broń kolekcjonerska nie jest tylko do powieszenia na ścianie. Czy to groźne? Jak popatrzymy na statystyki policyjne, gdy dochodzi do przestępstw z użyciem broni, to wykorzystywana jest ta nabyta nielegalnie - podkreśla.