- Strona białoruska wykorzystuje w swoich działaniach poparcie Rosji i to na kilku płaszczyznach: w postaci wspólnego stanowiska politycznego i działań informacyjno-propagandowych, a także działań w dziedzinie bezpieczeństwa – demonstracji siły takich jak przeloty rosyjskich bombowców czy niezapowiedziane ćwiczenia desantu przy granicy z Polską – mówi Marek Menkiszak, kierownik zespołu rosyjskiego w warszawskim OSW.

Reklama

Kreml "nieformalnym pośrednikiem"

- Mińsk może w ten sposób demonstrować wobec UE, że "za jego plecami" stoi Moskwa. Celem tych działań jest wzmocnienie pozycji Alaksandra Łuakszenki w relacjach z UE – wskazuje ekspert.

Również Kreml wykorzystuje tę sytuację, by wzmocnić swoje karty i "występować w roli nieformalnego pośrednika".

Reklama

- Dla Moskwy to wymarzona sytuacja: UE, Niemcy, Francja zwracają się do Władimira Putina z apelami, by wpłynął na sytuację, powstrzymał Alaksandra Łukaszenkę przed eskalowaniem – dodaje rozmówca PAP.

Według niego "hybrydowa operacja na granicach UE zainicjowana przez Białoruś i mająca zielone światło z Kremla" ma określone cele polityczne.

- Białoruś chce nawiązania formalnego dialogu i politycznej legitymacji władzy Aleksandra Łukaszenki, a także powstrzymania kolejnych sankcji, zwłaszcza gospodarczych, a w perspektywie – znoszenia dotychczasowych. Z kolei Rosja też ma w tym interes, bo sankcje wobec Mińska pośrednio uderzają także w nią – wyjaśnia analityk.

Scenariusze dalszego rozwoju sytuacji

Reklama

Mówiąc o scenariuszach dalszego rozwoju sytuacji, Menkiszak mówi o wariancie stopniowej deeskalacji oraz możliwego zaostrzenia.

- Widzimy symboliczne gesty w postaci rejsów powrotnych do Iraku, pewnego zmniejszenia nacisku na granicę. Jest to jednak ciągle pewna gra, bo w obu sytuacjach Mińsk ma możliwość odwrócenia sytuacji. Poza tym: nic za darmo. Białoruskie władze domagają się korytarza humanitarnego i by UE płaciła za powroty migrantów. Przy ciągłej obecności migrantów na terenie Białorusi daje to pole do szantażowania UE – ocenia Menkiszak.

- Alaksandr Łukaszenka straszył wprost, że na granicy może dojść do eskalacji, co w najczarniejszym scenariuszu może oznaczać nawet lokalny konflikt zbrojny na granicy. Wypowiedzi o tym, że do obozowiska uchodźców "ktoś" próbuje przerzucać broń z Donbasu czy zmasowane deklaracje ministerstwa obrony o rzekomym zagrożeniu ze strony Polski, na które Białoruś jest gotowa odpowiedzieć, są ewidentnym elementem tej wojny psychologicznej, straszenia bezpośrednich sąsiadów, ale i całego Zachodu – mówi ekspert OSW.

- Mniej radykalny wariant eskalacji to ponowne nasilenie ataków na granicę i kontynuowanie kryzysu humanitarnego przy wskazywaniu jako winnych Polski i strony unijnej – dodaje.

Jak podkreśla, "ta kampania trwa zresztą cały czas, przy czym aktywnie uczestniczy w jej Rosja". - Propaganda obu krajów przekonuje o brutalności polskich służb granicznych i policji, naruszaniu zasad prawa i wartości europejskich, o bezczynności UE i organizacji międzynarodowych. Putin już kilkukrotnie osobiście wyraził swoje oburzenie "brutalnością polskich funkcjonariuszy", głębokie zatroskanie o kobiety i dzieci na granicy – mówi Menkiszak.

Jego zdaniem celem tych działań jest "uruchomienie całej debaty wewnątrz UE, przekonanie, że najważniejsze jest rozwiązanie kryzysu humanitarnego, a w tym celu konieczne są polityczne i finansowe koncesje wobec Mińska".

- Dla Rosji kryzys na Białorusi to tylko jeden z kierunków destabilizacyjnego działania. Widzimy poważny kryzys na granicach z Ukrainą z groźbą przerodzenia się w konflikt zbrojny. Trwa wspierany przez Rosję kryzys energetyczny, który prowadzi do gigantycznego wzrostu cen surowców i potencjalnych sporów w UE i na Zachodzie, dotyczących strategii działania wobec Rosji – zaznacza Menkiszak.