Wojciech Ilnicki w rozmowie z Polską Agencją Prasową podkreślił, że utrzymanie wydobycia ma znaczenie nie tylko gospodarcze, ale również społeczne, a nawet istotny jest kontekst zdrowotny. - Bez pracy kopalni Turów wszyscy tutaj jesteśmy skazani na śmierć. Mieszkańcy Bogatyni zgodnie z polityką klimatyczną Unii nie mają już pieców we własnych domach, wszyscy są przyłączeni do ciepła z elektrociepłowni, a gdy przestanie ona pracować zamarzniemy tutaj. Nasz szpital również korzysta z sieci ciepłowniczej, więc w czasie pandemii bez ciepłej wody grozi nam zaraza, zakażenia. W naszym szpitalu zaczną jako pierwsi umierać pacjenci. Pani Rosario skazuje nas na tę śmierć swoją decyzją - powiedział Ilnicki.
Podkreślił, że absolutną nieprawdą jest sugerowanie, że węgiel będzie można kupić z czeskich lub niemieckich kopalni i dostarczyć do polskiej elektrowni. - Dwieście tysięcy ton węgla dziennie nie można dostarczyć w żaden sposób. Np. gdyby to robić tirami to one musiałyby kursować co minutę. Nie da się tego przeładować o czasie, ten węgiel w transporcie wysycha. To po prostu nierealne. Podobnie nie udałoby się zrobić tego koleją - ocenił związkowiec.
"Nie można wykluczyć fali samobójstw"
Podkreślił, że nie chodzi tylko o fakt, że około 50 tys. osób pozostałoby bez pracy, ponieważ jakaś część mieszkańców poradziłaby sobie z tym problemem i znalazła zatrudnienie w innych miejscach. - Wszyscy wiemy choćby po pandemii jakim dużym problemem społecznym staje się depresja. Wielu mieszkańców na pewno dotknęłaby ta choroba. Nie można wykluczyć nawet fali samobójstw - dodał.
Ilnicki ocenił, że zamknięcie elektrowni Turów doprowadziłoby do "rozchwiania całej polskiej energetyki". - Teraz system energetyczny jest w miarę stabilny, więcej eksportujemy niż kupujemy prądu za granicą. Brak naszej elektrowni w systemie energetycznym kraju groziłby blackoutami, wyłączeniami. Rosłyby ceny na energię. I to wszystko z powodu decyzji pani Rosario, która przecież 7 października kończy swoją karierę w TSUE, a jak nienawidzi Polaków, dała właśnie wyraz - mówił związkowiec.
Ilnicki zwrócił też uwagę na pogarszające się relacje transgraniczne pomiędzy Polakami i Czechami, które zaczęły się po ogłoszeniu informacji o skardze rządu czeskiego do TSUE oraz decyzji sędzi Rosario o czasowym zabezpieczeniu, które miałoby polegać na natychmiastowym wstrzymaniu wydobycia węgla w kopalni Turów.
"Nastąpi tu wojenka polsko-czeska"
- Wczoraj, gdy pojawiła się informacja o finansowych karach dla naszego kraju to dostałem parę fotografii, że mieszkańcy Bogatyni na niektórych lokalach naklejali kartki, że Czechów nie obsługujemy. Nastąpi tu wojenka polsko-czeska. Czesi już latem przestali przyjeżdżać do Polski, gdy pojawiła się ta pierwsza informacja o zabezpieczeniach - powiedział Ilnicki.
Podkreślił, że jeszcze nic takiego groźnego i strasznego się nie stało, ponieważ polski rząd gwarantuje działanie kopalni Turów. Dodał, że czescy samorządowcy napisali list do swego premiera z prośbą, by jak najszybciej zakończył negocjacje rządowe z Polską.
Trybunał Sprawiedliwości UE postanowił w poniedziałek, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów.
Pod koniec lutego Czechy wniosły skargę przeciwko Polsce ws. rozbudowy kopalni węgla brunatnego Turów do TSUE wraz z wnioskiem o zastosowanie środków tymczasowych, czyli o nakaz wstrzymania wydobycia. W maju TSUE nakazał Polsce wstrzymać wydobycie do czasu merytorycznego rozstrzygnięcia sprawy. Gdy Polska nie zastosowała się do decyzji, Czechy wystąpiły o nałożenie na nią kary. Domagały się 5 mln euro kary dziennie.