Tym razem nastroje społeczne mogą błyskawicznie przełożyć się na konkretne decyzje, często bardzo bolesne dla kadry menedżerskiej instytucji finansowych. Europejczycy zdecydowanie opowiadają się za poddaniem ścisłej kontroli działalności banków tak, aby w przyszłości nie doszło do kolejnej katastrofy. Aż 88 proc. Hiszpanów i niewiele mniejszy odsetek Niemców, Brytyjczyków, Francuzów i Włochów popiera także radykalne ograniczenie pensji bankierów i zlikwidowanie systemu, który premiował podejmowanie przez kadrę zarządzającą ryzykownych decyzji w imię zysków na krótką metę.
W tym samym dniu, gdy "Financial Times" publikował sondaż, niemiecki rząd ogłosił szczegółowy plan ratowania przez państwo banków. Uzależnia on przekazanie pomocy publicznej od radykalnego zmniejszenia zarobków finansistów. Każda instytucja finansowa będzie mogła ubiegać się o nie więcej niż 10 mld euro, ale musi zobowiązać się do ograniczenia pensji swoich prezesów do 500 tys. euro rocznie. A jeśli odejdą oni z pracy, będą musieli zrezygnować z odpraw i pakietów preferencyjnych akcji.
"Podstawą odpowiedniego systemu wynagrodzeń musi być odpowiedzialność, wyniki, jakie osiągnęła dana osoba, oraz zyski banku w porównaniu z innymi instytucjami finansowymi" - uznał niemiecki rząd.
Aby szukać ratunku przed upadkiem, takie ograniczenia może przyjąć wiele z czołowych niemieckich instytucji finansowych. Wczoraj zarządy Commerzbanku i BayernLB przyznały, że rozważają wystąpienie o pomoc państwa. Zdaniem analityków Merrill Lynch to samo będzie musiał zrobić Deutsche Bank.
Ale Niemcy to tylko jeden z wielu krajów europejskich, gdzie bankierzy muszą pożegnać się z bajkowymi odprawami i pensjami z minionych lat. W niedzielę ING, największa grupa bankowo-ubezpieczeniowa Holandii, wystąpiło do władz w Hadze o 10 mld euro wsparcia. Również za cenę ograniczenia dochodu własnej kadry. Ustalono, że odprawy dla odchodzących dyrektorów ING nie będą większe niż ich roczna pensja. To duża zmiana, bo jeszcze dwa tygodnie temu Axel Miller, prezes francusko-belgijskiej grupy Dexia, którą przed upadkiem uratowała jedynie błyskawiczna interwencja władz państwowych, szykował się do odebrania blisko 4 mln euro odprawy. Zrezygnował z niej dopiero pod naciskiem oburzonej opinii publicznej.
Dobrowolny kodeks postępowania przyjęły także banki francuskie. Zakłada on, że odprawy dla bankierów, tzw. złote spadochrony, nie mogą przekraczać pensji z ostatnich dwóch lat beneficjenta. Prezesi banków nie będą też mogli liczyć na preferencyjne pakiety akcji i inne świadczenia, o ile wszyscy pracownicy nie zostaną objęci programami motywacyjnymi. W odróżnieniu od Niemiec, Holandii czy Wielkiej Brytanii do wprowadzenia takich ograniczeń nie będą zobowiązane tylko banki, które wystąpią o pomoc państwa, ale też wszystkie notowane na giełdzie. Rząd dał im czas do końca roku na wprowadzenie nowego systemu opłat. Jeśli tak się nie stanie, francuski parlament, jak zapowiedział prezydent Sarkozy, przegłosuje w parlamencie stosowną ustawę.