Właściciele stacji boją się, że pracownicy mogą poskarżyć się Państwowej Inspekcji Pracy. Jeśli ta pomoże im złożyć skargę do sądu, a sędziowie uznają, że właściciele złamali prawo, to grożą im surowe kary.
Dlatego wolą, jak twierdzi "Gazeta Prawna", dmuchać na zimne. I na wszelki wypadek zamknąć stacje na Boże Narodzenie i Nowy Rok, by nie płacić 30 tysięcy złotych mandatu. Dlatego lepiej nie zostawiać tankowania na ostatnią chwilę, bo mogą nas czekać same problemy, radzi gazeta.
Zdaniem Romana Giedrojcia, zastępcy Głównego Inspektora Pracy, właściciele stacji nie mają czego się bać. Uważa on, że benzyna powinna być sprzedawana bez ograniczeń.
Stacje paliw, podobnie jak apteki - tłumaczy Giedrojć - należy zaliczyć do placówek usługowych wykonujących prace konieczne ze względu na ich społeczną użyteczność i codzienne potrzeby ludności.
"Trudno sobie wyobrazić, by obywatele nie mogli się zaopatrzyć w paliwo" - mówi Roman Giedrojć. Przypomina jednocześnie, że wszelkie wątpliwości dotyczące interpretacji przepisów w tej sprawie zostaną niebawem wyjaśnione przez Trybunał Konstytucyjny.