Prokuratura Regionalna w Warszawie prowadzi wielowątkowe śledztwo obejmujące swoim zakresem m.in. nadużycie zaufania przez władze Spółdzielczego Bankowi Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie (znanemu jako SK Bank - PAP) oraz nieprawidłowości stwierdzone w działaniu Banku Spółdzielczego w Nadarzynie. W tym postępowaniu dotychczas zarzuty przedstawiono i odebrano wyjaśnienia od 33 osób. Wobec 19 osób skierowano akty oskarżenia, w tym wobec ośmiu osób wraz z wnioskami (...) o skazanie bez przeprowadzenia rozprawy - powiedziała.

Reklama

Calów-Jaszewska wyjaśniła, że osobom tym zarzucono m.in. doprowadzenie SK Banku do niekorzystnego rozporządzenia mieniem wielkiej wartości w związku z udzielonymi kredytami obrotowymi oraz inwestycyjnymi. Według składanych dokumentów kredyty te miały być przeznaczone na bieżącą działalność ustalonych podmiotów gospodarczych, jednak faktycznie zostały przeznaczone na inne cele.

Prokurator dodała, że zarzuty, które postawiono w tym śledztwie dotyczą też przedkładania poświadczających nieprawdę operatów szacunkowych sporządzonych przez rzeczoznawców majątkowych, które zawierały nieprawdziwą wartość nieruchomości stanowiących zabezpieczenie kredytu.

Kolejnym wątkiem jest przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków przez członków zarządu Narodowego Banku Polskiego w związku z procedurą udzielenia Spółdzielczemu Bankowi Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie kredytu refinansowego w kwocie 500 mln zł na przywrócenie płynności. W toku śledztwa zachodzi konieczność ustalenia zasadności podjęcia uchwały o udzielenie tego kredytu refinansowego oraz ustalenia, czy dokonano rzetelnej oceny zdolności banku do jego spłaty - poinformowała Calów-Jaszewska.

Zaznaczyła, że postępowanie toczy się "w sprawie" i w ciągu dwóch-trzech miesięcy może zostać podjęta jakaś decyzja. Według prokurator postępowanie to jest bardzo zaawansowane, bowiem ten wątek pojawił się w śledztwie około rok temu. "Na pewno zgromadzono dokumentację, na pewno przesłuchano szereg świadków do tego wątku" - zapewniła.

Dodała, że prokuratura nie prowadzi natomiast postępowania w sprawie udzielenia przez Ministerstwo Finansów gwarancji kredytowej.

Piątkowy "Fakt" przypomniał, że dwa lata temu Narodowy Bank Polski udzielił upadającemu Spółdzielczemu Bankowi Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie, znanemu jako SK Bank, pół miliarda złotych pożyczki. Gazeta pyta w tekście, czy "Marek Belka wiedział co podpisuje"?. "Próbowaliśmy go zapytać, dlaczego podpisał taką umowę. Bezskutecznie. Tu słowo wyjaśnienia: dopuszczalne jest, by ratując takie podmioty finansowe NBP pożyczył pieniądze. Zazwyczaj jednak pod zastaw papierów wartościowych. A NBP zadowolił się zabezpieczeniem ostatecznym i najbardziej ryzykownym: portfelem kredytowym banku" - czytamy w artykule.

Reklama

Zdaniem "Faktu", prezes NBP teoretycznie mógł nie wiedzieć o sytuacji w banku, bo ocena portfela kredytowego została przygotowana na podstawie sfałszowanych wyników finansowych. "Gdy NBP w połowie listopada 2015 r. zorientował się, co się dzieje, wypowiedział umowę. SK Bank zdążył jednak wykorzystać już 370 mln zł pożyczki" - wskazano.

"Teraz sprawą zajmuje się warszawska prokuratura regionalna. Nie informuje o postępach w śledztwie, w którym bada +nadużycia zaufania+ przez władze banku, +zatajenie prawdziwych i podanie nieprawdziwych informacji Narodowemu Bankowi Polskiemu+ oraz podawanie w księgach rachunkowych nierzetelnych danych" - napisano.

"Fakt" przypomniał ponadto, że decyzję NBP krytycznie oceniła Najwyższa Izba Kontroli. Uznała - jak czytamy - że urzędnicy NBP i Ministerstwa Finansów „narazili Skarb Państwa na wysokie ryzyko strat”.

Jak opisuje gazeta, "umowa została zawarta na 3 miesiące przed upadłością, a pod zastaw bank centralny wziął portfel kredytów, z których większość to nieściągalne wierzytelności! Pod umową podpisał się ówczesny szef NBP Marek Belka (65 l.), a rządowych gwarancji udzielił minister finansów Mateusz Szczurek (42 l.)" - czytamy.

W artykule wyjaśniono, że 11 sierpnia 2015 roku. Komisja Nadzoru Finansowego wprowadziła do SK Banku zarząd komisaryczny. To efekt kontroli przeprowadzonej przez KNF. "Wynikało z niej, że zarządzający lekceważą zalecenia poprzednich inspekcji, a udzielane kredyty budzą ogromny niepokój" - czytamy. "W światku bankowców wszyscy wiedzieli, że bank z Wołomina przyjmuje depozyty obiecując o wiele wyższe zyski niż inni, a kredytów na duży procent udziela, pobierając gigantyczną opłatę wpisową, nawet 12 proc. kwoty pożyczki" – opisywał rozmówca gazety z sektora bankowego.

"Fakt" przypomniał, że SK Bank ostatecznie upadł 23 listopada 2015 r. Bankowy Fundusz Gwarancyjny musiał wypłacić poszkodowanym klientom ponad 2 miliardy złotych. Resort finansów zapłacił NBP 184 mln zł tytułem gwarancji. "A 10 dni temu +Puls Biznesu+ ujawnił, że cały majątek banku został wyceniony zaledwie na 274,3 mln zł. Biegli aż 96 proc. kredytów na sumę 1,6 mld zł uznali za niespłacalne" - czytamy. "Jeszcze 3 lata temu SK Bank był największym bankiem spółdzielczym działającym w Polsce. Upadł jednak w okolicznościach co najmniej dziwnych. Zatopiły go kredyty udzielone grupie Dolcan – warszawskiemu deweloperowi bank pożyczył ponad 1,4 mld zł!" - napisano.