Merlin.pl, jedna z najbardziej znanych marek w naszym e-commerce, której w ubiegłym roku groziło zniknięcie z rynku, odbudowuje pozycję. W listopadzie ub.r. brand został na 10 lat wydzierżawiony od dotychczasowego właściciela (spółki Magus, dawniej Merlin – kontrolowanej przez giełdową Czerwoną Torebkę) przez firmę Topmall. Teraz miesięcznie ma już kilkadziesiąt tysięcy zamówień. Planowane na ten rok obroty to 20 mln zł.
Od czerwca rozwój znacząco przyspieszył. Z miesiąca na miesiąc notowaliśmy wzrosty rzędu 30 proc. We wrześniu jest jeszcze lepiej – komentuje Łukasz Szczepański, prezes Topmall. Co prawda e-sklep nie przynosi jeszcze zysków, ale według niego strata z każdym miesiącem zbliża się do zera.
W przyszłym roku chcemy już zarabiać na biznesie i zrealizować przychody na poziomie 50 mln zł. Od początku zresztą zakładaliśmy, że pierwszy rok będzie na rozruch. W 2018 r. natomiast przychody mają osiągnąć historyczny poziom dla tej marki, czyli 100 mln zł – dodaje Szczepański.
Taki wynik Merlin.pl osiągnął w 2014 r., czyli niecały rok przed upadłością (właścicielem była wówczas Czerwona Torebka). Mimo wysokich przychodów e-sklep miał w 2014 r. prawie 31 mln zł straty.
Reklama
Jeszcze w maju tego roku część analityków oceniała, że sukcesem będzie wypracowanie ok. 30 mln zł obrotów w ciągu trzech lat. Teraz uważają, że sprawdził się pomysł nowego właściciela, polegający na wręczaniu każdemu poszkodowanemu klientowi bonu na 120 proc. wartości zakupów niezrealizowanych w czasie, gdy e-sklep był pod rządami Czerwonej Torebki. Zgłosiły się 463 osoby, które obsłużone na nowych warunkach wystawiły dobre opinie. To zaowocowało napływem nowych kupujących.
Pytanie, czy klienci pozostaną lojalni, gdy promocje się skończą. Na korzyść sklepu działa to, że dysponuje rozpoznawalną marką, czego dowodem są osiągane obroty. W ubiegłym roku były przecież niemal zerowe – komentuje Włodzimierz Schmidt, prezes IAB, związku pracodawców branży internetowej.
Topmall zdaje sobie sprawę, że odzyskanie dobrej opinii to za mało, by realizować plan finansowy. Na jesieni planuje kolejną odsłonę Merlin.pl. E-sklep przestanie być wówczas tylko księgarnią. Do oferty zostaną wprowadzone zabawki i inne artykuły dla dzieci, a następnie produkty z działu uroda i artykuły papiernicze.

W 70 proc. naszymi klientami są kobiety w wieku 25–45 lat. To wokół ich potrzeb chcemy budować asortyment, który pod koniec roku wzbogaci się jeszcze o artykuły dekoracyjne. Z ankiety, którą zrobiliśmy wśród kupujących, wynika, że to najbardziej pożądane towary w naszym e-sklepie – dodaje Szczepański.

W planach są też reklamy sklepu w telewizji, na co pójdzie kilka milionów złotych. Podobny budżet na marketing ma być również przeznaczony w kolejnych latach.
Firma wraca też do pierwotnych planów, czyli do rozwoju internetowych serwisów, które umożliwiają zakup polskich towarów klientom z zagranicy. Na razie taki serwis, pod nazwą Tochka.net, działa w Ukrainie. Właściciele zaprzeczają jednak, by dywersyfikacja stanowiła jedynie zabezpieczenie na wypadek niepowodzenia planów związanych z Merlin.pl.
Serwis na Ukrainie ma już kilkadziesiąt tysięcy stałych klientów, którzy każdego miesiąca składają po kilka tysięcy zamówień. Na Wschodzie rynek jest bardzo chłonny i chcemy to wykorzystać. Już pracujemy nad kolejnymi serwisami. Zostaną uruchomione w przyszłym roku w Kazachstanie, Mołdawii i Gruzji. Ale idziemy z nimi też na Zachód. W pierwszej kolejności do Niemiec i Wielkiej Brytanii – wyjaśnia Łukasz Szczepański.
Obecnie spółka prowadzi rozmowy z polskimi markami, które chciałyby przez jej portal sprzedawać swoje produkty. Nie ujawnia jeszcze nazw partnerów, informuje tylko, że mowa głównie o branży kosmetycznej i odzieżowej. Jest plan, by w latach 2018–2019 jej roczna sprzedaż sięgała 200 mln zł, z czego połowa byłaby generowana przez Merlin.pl, a połowa przez zagraniczne serwisy.
Kapitał na rozwój (budowanie zagranicznych serwisów ma pochłonąć kilka milionów złotych) pochodzi od prywatnych inwestorów. Obecnie w spółce jest ich pięciu, ale jeszcze w tym roku mają dołączyć kolejni. – Nie posiłkujemy się kredytami. Operujemy własną gotówką, w związku z czym strona kosztowa jest dla nas niezwykle ważna – dodaje Łukasz Szczepański.
Na Wschodzie Polska jest traktowana jako część UE. To przekłada się na duży popyt na towary z naszego kraju. Z kolei na Zachodzie polskie marki są konkurencyjne cenowo w stosunku do zachodnich. Jeśli serwisy zdobędą zaufanie, mają szansę odnieść sukces – uważa Włodzimierz Schmidt.