Polskie firmy zarejestrowały w 2012 r. 556 patentów. Uczelniom i jednostkom badawczym udało się to w 1292 przypadkach. Na 100 tys. Polaków przypadło zaledwie 6,2 patentu. Średnia unijna to blisko 13 patentów. Na tym tle wciąż wypadamy jak innowacyjna pustynia. Także dlatego w oceniającym konkurencyjność gospodarek rankingu World Economic Forum Polska spadła właśnie o jedną pozycję, na 42. miejsce. Jesteśmy za Azerbejdżanem, Indonezją i Panamą.

Reklama

Naszym prymusem jest Bumar Elektronika. W ubiegłym roku producentowi broni udało się zarejestrować 12 patentów. Także w tym roku Bumar przeznaczy prawie 100 mln zł na innowacje, np. unowocześnienie systemów radarowych. Na drugim miejscu z 11 patentami znalazł się Lerg, zajmujący się produkcją żywic przemysłowych, a na trzecim, z dziewięcioma wynalazkami, International Tobacco Machinery, producent maszyn do produkcji tytoniu.

Nieco lepiej wygląda sytuacja wśród uczelni i instytucji naukowych. Politechnika Wrocławska zarejestrowała rok temu 137 patentów, Politechnika Poznańska – 80, a Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu - 72. Łącznie wszystkich patentów (zarówno tych z polskich, jak i z zagranicy) zarejestrowano w Polsce niecałe 2,5 tys. To czterokrotnie więcej niż jeszcze w 2003 r., ale i tak wciąż pozostajemy w ogonie Europy. Zwłaszcza w porównaniu z największymi patentowymi gigantami w Unii, jak Siemens, Bosch czy BASF, które rok w rok rejestrują nawet po 800 wynalazków.

Niestety, po 24 latach przemian nasza gospodarka wciąż nie jest innowacyjna. Pewnym wytłumaczeniem jest oczywiście brak ciągłości, jaką ma choćby wspomniany Siemens, który po ponad 150 latach działalności ma świetnie funkcjonujący zespół badawczy. Ale podstawowym powodem niskiej aktywności naszych przedsiębiorców jest smutny fakt, że wciąż są oni nastawieni głównie na przetrwanie - mówi nam Łukasz Kozłowski z Pracodawców RP. - W tej sytuacji łatwiej im skorzystać z czyichś sprawdzonych rozwiązań, niż inwestować we własne badania - dodaje.

Wprawdzie liczba wniosków o uzyskanie patentu rośnie (w 2010 r. były ich 4082, a w 2012 r. już 5351), ale wcale nie podąża za tym liczba potwierdzonych wynalazków. Są wręcz takie regiony w Polsce, w których innowacje praktycznie nie istnieją: w woj. lubuskim na 100 tys. mieszkańców przypadło zaledwie 1,2 patentu, w woj. warmińsko-mazurskim - 2,3, a na Podlasiu - 3,1.

Co więcej, samo zdobycie patentu to dopiero połowa sukcesu. Największym problemem jest jego komercjalizacja, czyli sprzedaż licencji przedsiębiorcom. Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła, jak ten proces wygląda. Przyjrzała się funkcjonowaniu 16 uczelni, parków technologicznych i jednostek naukowych. Sześć z nich otrzymało ocenę negatywną, bo nawet jeżeli udawało się już przeprowadzić nowatorskie badania, to wynalazek rzadko trafiał na rynek.

Wśród wyjątków, które uczelniom udało się skomercjalizować, znalazły się takie produkty, jak układ do oszałamiania indyków, dzięki któremu w ich mięsie nie ma śladów krwi, kratka wentylacyjna lub bakterie wykrywające zanieczyszczenia w wodzie. Znacznie częściej uczelnie latami płacą za ochronę patentową wynalazków, którymi nikt się nie interesuje. Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w 2012 r. za ochronę patentów zapłacił blisko 50 tys. zł. I choć udało mu się zarobić kilkadziesiąt tysięcy za sposoby oszałamiania indyków, to z przyczyn finansowych w ostatnich latach i tak wygasił 14 patentów.

Reklama

Nie da się powiedzieć, że uczelnia zarabia na wynalazkach - przyznaje rzecznik patentowy UMW Izabela Raniszewska, która potwierdza opinię, że największą barierą jest brak zainteresowania ze strony przedsiębiorców.

W podobnym tonie wypowiada się Mariusz Grzesiczak, rzecznik patentowy Uniwersytetu Śląskiego. W zależności od roku ochrony za każdy wynalazek płacimy od ok. 300 do kilkuset złotych, bowiem rzadko utrzymujemy patenty dłużej niż 10 lat. A za 10 rok płaci się 650 zł - mówi DGP. Grzeszczak dostrzega jednak światełko w tunelu. Jego uczelnia w 2012 r. odniosła spory sukces. Udało jej się sprzedać aż dwie licencje. Jedną na kratki wentylacyjne, które przepuszczają powietrze w jednym kierunku.

Drugi wynalazek czekał jednak na swoją szansę prawie siedem lat. By ktoś wreszcie zainteresował się urządzeniem, które z wykorzystaniem bakterii potrafi wykrywać toksyny w zbiornikach wodnych, sprawę w swoje ręce musieli wziąć sami wynalazcy - założyli firmę spin-off, czyli taką, której celem jest komercjalizacja technologii. Otrzymała ona od UŚ licencję, na bazie której będzie komercjalizować ten wynalazek. Spółka znalazła pierwszego zainteresowanego klienta, który jest zainteresowany zakupem tego urządzenia. Jego zdaniem brakuje osób, które by mogły pomóc w komercjalizacji.

Eksperci na uczelniach są, ale w związku z ilością pracy do wykonania na uczelniach jest ich nadal za mało i pomimo, że widać już postęp na niektórych uczelniach to z pewnością więcej ekspertów, by ten proces przyspieszyło - podsumowuje Mariusz Grzesiczak.