A przecież, jeśli knieje będą prywatne, właściciel ogrodzi teren i będzie ludzi szczuł ochroniarzami. A za zbieranie grzybów karze sobie słono płacić! - grzmi tabloid.
Rząd szuka pieniędzy, by łatać budżet i dlatego chce sprywatyzować Lasy Państwowe. Zdaniem "Faktu" ministerstwo środowiska rozważa sprzedaż 36 tys. hektarów lasów. Prace nad stosowną ustawą już trwają.
Prace nad zmianą dwudziestoletniej już ustawy o lasach są w toku. Wśród rozważanych zmian jest m.in. kwestia zwiększenia udziału Lasów Państwowych w przychodach budżetu państwa - informuje rzeczniczka resortu środowiska Magdalena Sikorska.
Niektórych kawałków lasów nie ma sensu utrzymywać, bo dojazd do nich jest bardzo drogi. Mówią to nawet leśnicy. Nie robiłbym katastrofy z tego, że sprzeda się maksymalnie 5 tys. hektarów, bo tylko tyle się nadaje. Teraz i tak te tereny niszczeją, bo stoją na nich stare, prawie nieużywane ośrodki wypoczynkowe - broni w "Fakcie" tego pomysłu Stanisław Żelichowski z PSL.
Przeciwni są natomiast politycy PiS.
To skok na kasę - odpowiada mu Jan Szyszko, były minister środowiska.
Dlaczego tak myśli? Bo prywatny las każdy właściciel może ogrodzić, zabronić wszystkim wstępu. Nikt nie może tam zbierać grzybów, ani nawet spacerować - chyba że zapłaci właścicielowi. A za nieuprawniony wstęp na taki teren grozi grzywna - do 500 złotych - czytamy w "Fakcie".
Motywacja jest jasna. Trzeba sprzedać niedochodowe lasy w prywatne ręce, wtedy się na nich zarobi. Ale ludzie już z nich nie skorzystają - dodaje Szyszko.
>>>Czytaj też: Premier Donald Tusk łamie przepisy ruchu drogowego