W nocy z środy na czwartek przywódcy eurolandu porozumieli się z sektorem bankowym w sprawie redukcji długu Grecji z 50-proc. stratami dla posiadaczy greckich obligacji.

Wcześniej uzgodnili "zwielokrotnienie" do około biliona euro mocy pożyczkowych Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej (EFSF) oraz dokapitalizowanie kluczowych unijnych banków o ok. 106,4 mld euro.

Reklama

Wcześniej w środę, gdy w Brukseli na szczycie byli przywódcy całej UE, uzgodniono też zasady rekapitalizacji kluczowych banków w UE, podwyższając z 5 do 9 proc. tzw. wskaźnik kapitałowy - niezbędny do spełnienia przez banki, by sprostały nowym, bardziej rygorystycznym testom. W ocenie Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego (EBA) unijne banki potrzebują dokapitalizowania rzędu 106,4 mld euro. Wśród krajów, których banki potrzebują dokapitalizowania, EBA nie wymienia Polski. Najwięcej dodatkowych kapitałów potrzebują banki w Grecji, Hiszpanii, a także we Włoszech.

"Do zakończenia rekapitalizacji banki powinny ograniczyć wypłatę premii i dywidend" - zaapelowali szefowie Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej.

Reklama

Kalicki powiedział w rozmowie z PAP, że rynki finansowe bardzo dobrze przyjęły porozumienie decydentów europejskich. "To porozumienie jest czymś, czego rynek oczekiwał. Okazało się nawet, że jest bardziej zdefiniowane, niż wcześniej przypuszczano" - powiedział szef Deutsche Banku Polska.

Jego zdaniem nikt nie ma wątpliwości, że banki zapłacą za redukcję greckiego zadłużenia spadkiem swojej dochodowości, a w efekcie stracą ich akcjonariusze. Kalicki ostrzegł, że to groźne z punktu widzenia rynków kapitałowych, bowiem banki przestaną być postrzegane jako instytucje, które będą zdolne w najbliższych latach osiągać dostateczne stopy zwrotu z zainwestowanego w nie kapitału.

Zwrócił uwagę, że zgodnie z przyjętymi w nocy decyzjami, 9-proc. współczynnik wypłacalności banki będą musiały osiągnąć w stosunkowo krótkim czasie, do 30 czerwca 2012 r. "Wiele banków zapowiada, że jeżeli nie będzie mogło skorzystać z dokapitalizowania ze źródeł prywatnych, będą wyprzedawać swoje spółki-córki, albo zmniejszać akcję kredytową. W ostateczności mogą zwrócić się o pomoc do swoich rządów, albo Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej. To jest efekt uboczny tego porozumienia" - powiedział Kalicki.

Reklama

Kalicki dodał, że poszukiwanie kapitału przez banki może też wpłynąć na ograniczenie ich zdolności do podnoszenia kapitałów w swoich spółkach zagranicznych. "To wszystko może mieć wpływ na aktywność kredytową na danym rynku i budzi niepokój w Europie Środkowo-Wschodniej" - powiedział.

Prezes Deutsche Banku przyznał, że w Polsce kondycja sektora bankowego jest dobra, jednak zwrócił uwagę, że jeżeli nasza gospodarka ma rosnąć w tempie np. 2,5-3,5 proc., to potrzebny będzie proporcjonalny wzrost kredytów. "Przy zamrożeniu wzrostu kapitałów może się okazać, że sektor bankowy nie będzie w stanie wygenerować tyle kredytu, ile potrzebowałaby rozwijająca się gospodarka" - wyjaśnił.

Zaznaczył, że drugi problem, widoczny w polskim sektorze bankowym, to przewaga kredytów nad depozytami. To oznacza, że istotna część akcji kredytowej finansowana jest ze źródeł zagranicznych. "Pojawi się więc problem ograniczonej podaży kredytów zagranicznych, które mógłby finansować aktywność kredytową w Europie Środkowo-Wschodniej, w tym w Polsce" - dodał.

Wskazał, że w efekcie ograniczenia finansowania wewnętrznego między centralami banków, a ich oddziałami, zadaniem tych ostatnich będzie zgromadzenie odpowiednich depozytów. "Możemy obserwować wzrost popytu na oszczędności krajowe" - uważa Kalicki.

Według niego nie ma natomiast niebezpieczeństwa, że zyski polskich spółek-córek mogą być nielegalnie transferowane do zagranicznych centrali. "Zyski mogą być legalnie transferowane do spółek-matek w postaci dywidend. Tu ważną rolę odgrywa Komisja Nadzoru Finansowego. Nie spodziewałbym się, by ktoś odważył się nielegalnie transferować pieniądze zagranicę" - powiedział.