Prof. Leokadia Oręziak z Katedry Finansów Międzynarodowych SGH powiedziała PAP, że ewentualne przyznanie pomocy Grecji stwarza nadzieję, iż jej sytuacja się poprawi, jednak gwarancji, że tak będzie, nie ma.
"Dług do obsługi jest bardzo duży. Jeżeli pomoc się zakończy, a Grecja nie odzyska samodzielności w pożyczaniu pieniędzy, wrócimy do punktu wyjścia. Co prawda spłaceni zostaną prywatni inwestorzy, ale wierzycielami zostaną państwa. Wtedy straty będą większe niż dziś, bo dojdzie do nich jeszcze udzielona pomoc" - powiedziała profesor.
Jej zdaniem nieudzielenie Grecji pomocy będzie oznaczać jej faktyczną niewypłacalność. Dodała, że mimo iż w historii mieliśmy do czynienia z upadłościami państw, bankructwo Grecji byłoby pierwszym, które dotyka kraj wysokouprzemysłowiony, członka unii walutowej. Dlatego nie można porównywać ewentualnej upadłości Grecji do bankructwa Argentyny w 2001 r., które nie miało konsekwencji globalnych.
"Sprawa budzi takie emocje, ponieważ oznaczałoby to zagrożenie nie tylko dla niemieckich i francuskich instytucji finansowych, ale dla całego projektu euro, integracji europejskiej, państw sąsiednich" - powiedziała.
Oręziak wyjaśnia, że upadłość państwa różni się od bankructwa firmy. Przedsiębiorstwa przestają istnieć, ich aktywa są spieniężane i wierzyciele są częściowo spłacani. Tymczasem państwa działają dalej.
"Bankructwa państw oznaczają wielką utratę dobrobytu społecznego, aktywów ulokowanych w bankrutujących bankach, podwyżki podatków, trudności w finansowaniu gospodarki itp. Zanim się odbuduje wiarygodność, trzeba długo czekać" - tłumaczy profesor.
Zdaniem głównego ekonomisty PricewaterhouseCoopers prof. Witolda Orłowskiego bankructwo kraju to po prostu niezdolność do wykupienia na czas za uzgodnioną cenę obligacji i utrata płynności. Wskazał, że np. Polska była niewypłacalna od 1981 r. do lat 90. ubiegłego wieku, kiedy nie regulowała swoich zobowiązań.
Według Orłowskiego Grecja prawdopodobnie uzyska pomoc, co pozwoli na uspokojenie sytuacji "na jakiś czas". Profesor uważa, że obecne pytanie dotyczy nie tego, czy Grecja spłaci długi - bo jego zdaniem oczywiste jest, że nie spłaci całego długu w wysokości 150 proc. PKB - ale czy jej niewypłacalność będzie niekontrolowana, czy nie.
"Jeżeli Grecja podjęłaby teraz radykalne działania dostosowawcze i jednocześnie przeprowadzono by w kontrolowany sposób redukcję części zadłużenia, a także zbiegłoby się to z pomocą unijną i MFW, to konsekwencje nie byłyby duże" - ocenia profesor.
Jego zdaniem niekontrolowana upadłość Grecji oznaczałaby natomiast kolejny poważny szok finansowy dla świata, mniejszy lub większy niż w przypadku upadłości Lehmann Brothers.
Jeżeli spełni się czarny scenariusz, Grecja ponownie trafiłaby na długą listę państw, które zaniechały spłaty zobowiązań (zbankrutowały). Według Carmen Reinhart i Kennetha Rogoffa, autorów książki "Tym razem jest inaczej: osiem wieków finansowego szaleństwa" (This time is different: eight centuries of financial folly) problem dotyczył w sumie 31 krajów - najczęściej z Ameryki Południowej.
W Europie "liderem" jest Hiszpania, która bankrutowała już 13 razy. Francja i Niemcy były niewypłacalne po 8 razy, Węgry 7 razy. Sama Grecja już 5 razy była niewypłacalna (cztery razy w XIX w. i w 1932 r.). Polska została uznana za bankruta 3 razy - w 1936 r., 1940 r. i 1981 r.
Parlament pogrążonej w kryzysie zadłużenia Grecji głosuje w nocy z wtorku na środę nad wotum zaufania dla zreorganizowanego w piątek rządu Jeorjosa Papandreu. To bardzo ważny krok na drodze do uzyskania przez Grecję pilnie potrzebnych pieniędzy.
Jeśli premier i jego gabinet wyjdą z tego głosowania zwycięsko, 28 czerwca parlament będzie głosował nad najnowszym rządowym programem oszczędnościowym, przeciwko któremu tłumy Greków zdecydowanie protestują na ulicach Aten i innych miast od wielu dni, nie godząc się na dalsze obniżanie stopy życiowej i na to, że mają teraz płacić za błędy i zaniedbania polityków.
Jeśli rząd przepadnie, Grecja zostanie bez szans na dalszą pomoc i zbankrutuje. W poniedziałek, wbrew oczekiwaniom, Euroland nie podjął decyzji o uruchomieniu kolejnej transzy pomocy w wysokości 12 mld euro dla Grecji. Ministrowie finansów strefy euro obiecali, że kraj dostanie ją w lipcu, ale dopiero, gdy grecki parlament uchwali nowy pakiet oszczędnościowy, przewidujący ograniczanie wydatków, reformę systemu fiskalnego i prywatyzację wartości 50 mld euro.
Niezdolna do spłaty swych długów Grecja wiosną 2010 roku była pierwszym krajem strefy euro, który zwrócił się o pomoc UE i MFW. Rok później kraj wciąż jest pogrążony w kryzysie. Grecja nie sprostała programowi oszczędnościowemu, ma kłopoty ze ściąganiem podatków (szacuje się, że jedna trzeci populacji ich nie płaci) i z prywatyzacją.