SLD musiał poprosić bank o prolongowanie spłaty kredytu, bo po obniżeniu subwencji o połowę, zabrakło mu pieniędzy na obsługę zadłużenia. Ale to nie jedyny problem finansowy Sojuszu - wynika z ustaleń "Rzeczpospolitej".

Reklama

SLD ma kolejnego kupca na swoją siedzibę przy ul. Rozbrat na warszawskim Powiślu. Chociaż cena spadła z 50 do 35 mln zł, transakcja ciągle jednak nie została sfinalizowana. Tymczasem wybory parlamentarne za pasem, a partia Grzegorza Napieralskiego postanowiła, że nie weźmie kredytu na kampanię - zaznacza gazeta.

Partia musi też do lipca spłacić kredyt zaciągnięty na ubiegłoroczne kampanie: prezydencką i samorządową. Na początku roku do spłaty było blisko 7 mln zł. W tej chwili dług wynosi niespełna 2,5 mln zł. Wśród posłów krąży jednak niepokojąca pogłoska, że SLD może popaść w jeszcze gorsze finansowe tarapaty, bo spłacił pożyczkę pieniędzmi z pięciomilionowej zaliczki, którą wziął na niedoszłą transakcję sprzedaży swego gmachu. Więcej szczegółów w dzisiejszej publikacji "Rzeczpospolitej".