W Polsce nie ma dużych składowisk toksycznych odpadów przemysłowych grożących katastrofą podobną do wypadku na Węgrzech - oceniają inspektorzy ochrony środowiska. Istniejące składowiska są systematycznie monitorowane i kontrolowane przez kilka służb państwowych.
"Katastrofa na miarę tragedii, którą obserwujemy na Węgrzech, jest w Polsce mało prawdopodobna, choćby z racji braku podobnej skali obiektów. Na wszelki wypadek weryfikujemy jednak posiadane listy składowisk zawierających niebezpieczne dla ludzi i środowiska substancje, by mieć absolutną pewność, że wszystko jest pod kontrolą" - powiedział PAP Jerzy Ludwiczak, dyrektor Departamentu Przeciwdziałania Poważnym Awariom Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Gdańsku.
Jak podkreślił dyr. Ludwiczak, pod względem technicznym zabezpieczenia składowisk płynnych odpadów są identyczne jak wałów przeciwpowodziowych. Katastrofa pociąga jednak dużo bardziej tragiczne skutki dla ludzi i środowiska. "Zalane na południu Polski pola chmielu wymagać będą rekultywacji przez 3-4 lata. Na Węgrzech szlam spłynie, ale ogromna jego ilość wsiąknie w glebę, a całkowite uporanie się z tym problemem może być zbyt kosztowne nawet dla budżetu całego państwa" - dodał Ludwiczak.
Zdaniem inspektorów, nadzorujących składowanie odpadów niebezpiecznych, wszystkie tego typu obiekty są monitorowane i sprawdzane. Zajmują się tym same inspektoraty ochrony środowiska, a także służby nadzoru budowlanego i straż pożarna.
W najbardziej uprzemysłowionym regionie Polski, na Górnym Śląsku, do bardzo groźnych dla środowiska obiektów zaliczono 17 zakładów, a kolejne 22 znalazły się na liście "zwiększonego ryzyka". "Oznacza to, że te pierwsze przechodzą gruntowną kontrolę co roku, a pozostałe co dwa lata, ale nie mamy na swoim terenie wielkich składowisk toksycznych odpadów płynnych" - zaznaczyła Anna Wrześniak, Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska w Katowicach.
Największym, także w Europie, składowiskiem płynnych odpadów jest "Żelazny Most" w województwie dolnośląskim na obszarze powiatów lubińskiego i polkowickiego. Zbiornik odpadów poflotacyjnych, czyli powstających w procesie wyodrębniania za pomocą wody rudy miedzi ze zmielonej skały, budowano w latach 1974-77.
Łączna długość zapór otaczających składowisko wynosi 14,3 km, a powierzchnia całkowita obiektu - 1394 ha. Rocznie tłoczonych jest tu od 20 do 26 mln ton płynnych odpadów, z czego prawie 75 proc. wykorzystywanych jest do dalszej nadbudowy wałów, a jedynie 25 proc. podlega procesowi unieszkodliwiania.
Składowisko "Żelazny Most" jest obecnie jedynym miejscem przechowywania odpadów z flotacji dla wszystkich kopalń KGHM Polska Miedź S.A. Docelowo planuje się, że pomieści ponad 1,1 mld metrów sześc., co pozwoli zagospodarować odpady do wyczerpania złoża rud miedzi w okolicach Głogowa. Na ogromnym obszarze składowiska "Żelazny Most" woda znajduje się tylko w jego centralnej części, otoczona ze wszystkich stron szerokimi "plażami". Od 1978 r. okresowo nadmiar wody odprowadzany jest do Odry.
"Kompleksową, okresową kontrolę stanu zbiornika zakończyliśmy tydzień temu. Poza drobnymi niedociągnięciami typu formalnego w dokumentacji, nie mamy żadnych zastrzeżeń do jego stanu technicznego i sposobu eksploatacji" - zaznaczyła Łucja Strzelec, kierująca delegaturą Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Legnicy.
Funkcjonująca od 1966 roku w Koninie (woj. wielkopolskie) huta aluminium nie gromadzi toksycznych płynnych odpadów, a nawet zaprzestała zrzucania ścieków do Warty. W zakładzie zlikwidowano galwanizernię, a potrzebne do produkcji komponenty sprowadzane są z zagranicy.
We wtorek ze zbiornika w fabryce aluminium w Ajka (Węgry) wyciekło ok. miliona metrów sześciennych toksycznej substancji zawierającej ług i metale nieżelazne; zalane zostały okoliczne miejscowości i zanieczyszczona rzeka. Cztery osoby poniosły śmierć, 120 odniosło obrażenia, poszukiwania sześciorga wciąż trwają.