Na lata 2011-13 będzie 633 mln euro dodatkowych funduszy spójności dla Polski - ogłosił w poniedziałek komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski. Dodatkowe fundusze trafią też do Czech i na Słowację. Jak wyjaśnił komisarz, dodatkowe środki wynikają z lepszej dynamiki wzrostu gospodarczego w tych trzech krajach niż zakładano w 2005-2006 roku, kiedy wynegocjowano obecne wieloletnie plany budżetowe UE.

Reklama

"Wysokie wskaźniki wzrostu w ostatnich latach (w tych trzech krajach - PAP), które nie charakteryzowały Europy, sprawiły, że w świetle porozumienia zawartego w roku 2006, do podziału jest miliard euro pomiędzy trzy kraje, z tego Polska otrzymuje 633 mln euro, Słowacja ponad 100 mln euro, zaś Czechy ponad 200 mln euro" - powiedział komisarz Lewandowski dziennikarzom. "Polska, Słowacja i Czechy są w jakiś sposób wynagrodzone za odporność na kryzys" - dodał.

Te dodatkowe środki będą pochodzić z niewykorzystanych w poprzednich latach funduszy we wszystkich 27 krajach członkowskich w latach 2007-2009 i będą przysługiwać trójce na lata 20011-13.

W 2005 roku, po miesiącach ciężkich negocjacji budżetu 2007-13, Polsce przyznano w ramach polityki spójności 59,7 mld euro, najwięcej spośród wszystkich krajów UE (cała pula dla 27 krajów UE to 308 mld euro). Ale Polska zakwestionowała wówczas wykorzystywane do obliczeń alokacji unijne prognozy dynamiki wzrostu i kursu walutowego. I dlatego w specjalnym porozumieniu międzyinstytucjonalnym znalazł się zapis (art. 17), że w połowie trwania perspektywy finansowej, alokacje zostaną skorygowane, jeśli wzrost gospodarczy będzie odbiegał o 5 punktów procentowych od założeń.

Reklama

"Wszystkie te kraje (Polska, Czechy i Słowacja) osiągnęły znacząco wyższe stopy wzrostu (dynamiki wzrostu gospodarczego) niż założone 5 proc. granicy, z tego Polska: 7,5 proc., Słowacja ponad 10 proc. odchylenia do założeń, najmniej Czechy" - wyjaśnił Lewandowski. W myśl tej samej zasady, "gdyby jakiś kraj odchyliłby się na minus 5 proc., straciłby część pieniędzy", wyjaśnił komisarz. O mały włos ten los nie spotkał Węgier, gdzie dynamika wzrostu była o 4,9 proc. niższa od zakładanej.