Redaktor naczelny branżowego portalu BiznesAlert.pl i analityk energetyczny Wojciech Jakóbik podkreślił, że budowany gazociąg Nord Stream 2 jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa Europy.
Może służyć do działań hybrydowych, może służyć chociażby do podsłuchu, może uwolnić Rosję od ryzyka, że jeżeli będzie działać zbyt agresywnie na Ukrainie, to zostaną zagrożone dostawy do jej klientów w Europie - powiedział.
Podkreślił, że tranzyt gazu przez terytorium niemieckie pozwoli Putinowi na coraz śmielsze działania na Ukrainie, w sytuacji gdy już teraz Rosjanie "nie przejmują się sankcjami" i po nielegalnej aneksji Krymu, po wojnie na wschodzie Ukrainy, mamy do czynienia z konfliktem na Morzu Azowskim.
25 listopada Rosjanie ostrzelali trzy małe okręty marynarki wojennej Ukrainy w pobliżu Cieśniny Kerczeńskiej, która łączy Morze Czarne z Azowskim i zatrzymali 24 ukraińskich marynarzy z tych jednostek. Ukraińskie okręty zostały przejęte, a marynarze decyzją sądu umieszczeni w areszcie.
Rosja twierdzi, że ukraińskie okręty wpłynęły na jej wody terytorialne, czyli 12-milowy pas wód przybrzeżnych. Ukraińska marynarka wojenna ocenia z kolei, że jednostki dokonały tzw. nieszkodliwego przepływu, czyli dozwolonej przez prawo szybkiej i nieprzerwanej żeglugi przez morze terytorialne.
Wojna z Rosją, chociaż formalnie się nie toczy, to faktycznie na polu bitwy widzimy te działania - powiedział Jakóbik i dodał, że sankcje blokujące projekt Nord Stream 2 mogłyby być jednym z narzędzi za pomocą których Europa mogłaby wpłynąć na zmianę postępowania Rosji.
Kreml rozumie język siły. Dyplomacja, za którą nie stoją konkretne argumenty, tak jak np. groźba sankcji wobec Nord Stream 2, nie przynosi skutku" - ocenił analityk.
Jego zdaniem problematyczna jest postawa dyplomacji niemieckiej, która "odwraca kota ogonem i od niedawna przekonuje, że Nord Stream 2 działa na korzyść bezpieczeństwa energetycznego Ukrainy".
Na początku grudnia szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas oświadczył, że wycofanie się Niemiec z budowy gazociągu Nord Stream 2 nie zatrzyma projektu, a jedynie zmniejszy możliwości lobbowania przez Berlin na rzecz tego, by część dostaw gazu przechodziła przez Ukrainę.
Jakóbik przyznał, że projekt gazociągu bez wsparcia firm niemieckich zostałby sfinansowany w całości przez Rosję. Jedynym właścicielem tej inwestycji jest spółka Nord Stream 2 należąca do rosyjskiego Gazpromu, a zatem Kreml jest przygotowany na scenariusz wycofania się firm niemieckich i innych firm zachodnich, które są zaangażowane kapitałowo w ten projekt - mówił i podkreślił, że problem dla Rosji leży gdzie indziej. Kluczem - w ocenie eksperta - jest znalezienie klientów i rynku dla takiego przedsięwzięcia, które w momencie gdy "zostałoby objęte ostracyzmem politycznym w Europie, byłoby dużo trudniejsze".
Zaznaczył także, że "gdyby nie parasol polityczny Niemiec nad projektem Nord Stream 2", nie byłoby zagrożenia dla bezpieczeństwa dostaw przez Ukrainę, a co za tym idzie dla stabilności politycznej tego kraju, szczególnie w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich.
Jak tłumaczył ekspert, zwycięstwo w wyborach opcji prorosyjskiej mogłoby oznaczać zaprzepaszczenie działań podjętych przez Unię Europejską na Ukrainie w 2014 r. Wówczas UE uruchomiła obszerny program wsparcia Ukrainy, przeznaczając na najbliższych siedem lat (2014–2020) 11 mld EUR.
Niemcy w sprawie Nord Stream 2 nie zachowują się solidarnie, nie zachowują się lojalnie wobec innych krajów Unii Europejskiej. Niemcy próbują wchodzić w buty Komisji Europejskiej i w imieniu całej Europy negocjować jakiś układ z Rosją, który miałby gwarantować dostawy przez Ukrainę, gdy tymczasem KE podjęła już takie rozmowy w ramach tak zwanego procesu trójstronnego z udziałem Ukrainy i Rosji. Zaangażowanie Niemiec podważa tę inicjatywę europejską - mówił analityk.
Zdaniem Jakóbika w sprawie projektu Nord Stream 2 pojawiło się kilka znaków zapytania "ze względu na niewiadomą, jaką są możliwe sankcje amerykańskie, ze względu na rosnący opór nie tylko w Polsce, nie tylko w Europie Środkowo-Wschodniej, ale także w Skandynawii".
Wielka krytyka tego przedsięwzięcia na przykład w niemieckiej prasie, rodzący się opór części niemieckich konserwatystów w całej Partii Zielonych daje nadzieję na to, że ten projekt zostanie co najmniej opóźniony - tłumaczył Jakóbik.
Zwrócił jednocześnie uwagę na opieszałość w wykorzystaniu unijnych, formalnych instrumentów nacisku, które mogłyby zablokować projekt. Minął rok od kiedy KE zaproponowała nowe przepisy dotyczące gazociągów w UE. Zgodnie z nimi - wszystkie, w tym Nord Stream 2 - mają podlegać unijnemu prawu. Prace na nowymi regulacjami, za które odpowiada prezydencja austriacka, toczą się jednak opieszale. KE nie komentuje ich tempa.
Jakóbik przypominał, że "austriacka firma OMV jest jednym z partnerów finansowych tego przedsięwzięcia (Nord Stream 2 - PAP), a zatem prezydencja austriacka, "w tym momencie blokuje dalsze prace nad tą regulacją, która jest taką ostatnią nadzieją na to, że projekt zostanie zablokowany".
Polskie źródła dyplomatyczne poinformowały PAP, że pod koniec listopada Austria zaproponowała wyłączenie gazociągu Nord Stream 2 z unijnej dyrektywy gazowej, na co nie zgodziło się dwanaście krajów, w tym Polska, oraz Komisja Europejska.
Budowany od kilku miesięcy Nord Stream 2 jest wspólnym przedsięwzięciem rosyjskiego Gazpromu oraz pięciu zachodnich firm energetycznych - austriackiej OMV, niemieckich BASF-Wintershall i Uniper (wydzielona z E.On), francuskiej Engie i brytyjsko-holenderskiej Royal Dutch Shell. Gazociąg prowadzony po dnie Morza Bałtyckiego z Rosji do Niemiec, miałby uzupełnić działający już Nord Stream (Gazociąg Północny), oddany do użytku w latach 2011-2012.