Dziennikarze chcieli, by wicepremier odniósł się do wywiadu prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego dla "Rzeczpospolitej", który między innymi odpowiadał na pytanie, czy nie nadszedł czas o powrót do dyskusji o wejściu Polski do unii walutowej.

Reklama

Mateusz Morawiecki podkreślił, że Polska nie jest jeszcze podobna pod względem struktury gospodarczej, branżowej, poziomu rozwoju i wynagrodzeń czy swobody przepływu usług między Polską, Francją, Niemcami, Holandią, do państw strefy euro. - Jak będziemy za 10-20 lat bardziej podobni co do wielu parametrów makro- i mikroekonomicznych, to oczywiście można to rozważyć - zauważył.

Uznał, że takie rozważanie nie stoją w sprzeczności ze zobowiązaniami akcesyjnymi Polski, istnieje natomiast sprzeczność z zapisem polskiej konstytucji, która mówi, że środkiem płatniczym w Polsce jest złotówka. - Więc też musielibyśmy w referendum rozstrzygnąć - mówił.

To naprawdę jest temat wielowątkowy. Przestrzegałbym przed uproszczeniami takimi, jakie robi teraz opozycja - "szybciutko wejdźmy teraz do strefy euro". Tak szybko jak byśmy weszli, tak szybko możemy tego żałować - zaznaczył.

Zdaniem Morawieckiego teoria konwergencji obszarów walutowych, "która weszła w praktykę wraz z utworzeniem strefy euro, jest brutalnie weryfikowana". Podkreślił, że jedną z przyczyn ostatniego kryzysu były nierównowagi - w tym nierównowaga handlowa i nierównowaga w bilansie rachunku bieżącego - pomiędzy południową a północną częścią strefy.

Południe Europy cierpi dzisiaj na niemożność dewaluacji własnej waluty, na brak możliwości emisji obligacji we własnej walucie, brak kontroli nad polityką monetarną i polityką stopy procentowej - wskazał.

Jarosław Kaczyński w wywiadzie był m.in. pytany, czy nie przyszedł czas, by wrócić do dyskusji o wejściu do unii walutowej. - Nie, wejście do strefy euro będzie oznaczać, że albo złotówka zostanie wyceniona wysoko, co uderzy w nasz eksport, czyli w naszą gospodarkę - 45 proc. PKB to eksport, czyli w ostatecznym rachunku nasz poziom życia. Albo ocenimy ją nisko, ale to będzie oznaczać cios w naszą stopę życiową, spadek popytu, a więc również uderzenie w gospodarkę. Nie ma z tego ucieczki - podkreślił prezes PiS.