Bankowcy tak wysokie opłaty uzasadniają własnymi kosztami. Twierdzą, że 1 – 2-proc. prowizja, najczęściej pobierana przy udzielaniu kredytu hipotecznego, ich nie pokrywa. "Jeśli ktoś spłaci kredyt w ciągu 2 – 3 lat, to dochody banku są niższe od zakładanych i mogą nie zrekompensować poniesionych kosztów związanych z analizą wniosku oraz udzieleniem kredytu. Dlatego stosowane przez banki prowizje za wcześniejszą spłatę są pewnego rodzaju zabezpieczeniem przed stratą" - mówi Tomasz Gryn, dyrektor obszaru kredytów hipotecznych w Polbanku.
Tymczasem dla klientów wcześniejsza spłata może oznaczać spore oszczędności. Jeśli ktoś spłaca stary kredyt nową pożyczką ze zdecydowanie niższą marżą, może sporo zyskać. "Przy złotowym kredycie w wysokości 300 tys. zaciągniętym dwa lata temu na 30 lat zmiana marży z 3,0 na 1,6 pkt proc. przynosi oszczędność na racie rzędu 250 zł miesięcznie" - mówi Marcin Krasoń z Open Finance.
Dlatego banki ustalają wysokie, wręcz zaporowe opłaty. Najczęściej prowizja od wcześniejszej spłaty wynosi 2 proc. kwoty zadłużenia przez pierwsze 3 lata. W przypadku kredytu w wysokości 300 tys. zł prowizja za wcześniejszą spłatę wyniesie więc 6 tys. zł. Czasem bywa jeszcze gorzej. W Eurobanku haracz wynosi 3 proc. wartości kredytu, w Getin Noble Banku w pierwszym roku od udzielenia pożyczki aż 5 proc. (w kolejnych latach stawka jest obniżana o 1 pkt proc.). Inną politykę prowadzą Polbank i PKO BP, w których przy przedwczesnej spłacie całego kredytu trzeba zapłacić „tylko” 1,5 proc. wartości kredytu. Jednak taką prowizję trzeba zapłacić bez względu na to, ile czasu upłynęło od wzięcia pożyczki.
"Brak takiej prowizji jest elementem naszej przewagi konkurencyjnej. Zakładamy, że dzięki temu klient, który będzie chciał skorzystać z kolejnego kredytu, w pierwszej kolejności sprawdzi naszą ofertę" - mówi Krzysztof Olszewski z mBanku. W tej chwili podobną strategię mają jeszcze 4 banki (Pocztowy, BZ WBK, ING i MultiBank).
Reklama