Ministerstwo Gospodarki chce uciąć windowanie spreadów przez banki. Do kilku najważniejszych instytucji związanych z rynkiem finansowym wysłało pismo, w którym zaproponowało dwa rozwiązania. Pierwsze: wprowadzenie obowiązku spłaty kredytu po średnim kursie banku centralnego. Drugie: zmuszenie banków, by wycofały się z dodatkowych opłat od osób, które spłacają kredyty walutami kupionymi w innym banku albo kantorze, gdzie spready są niższe.
Bankom propozycja resortu gospodarki się nie podoba, bo spready to dla nich żyła złota. Ale dla osób spłacających kredyty we frankach czy euro – zmora.
Z powodu spreadu kredyt walutowy przypomina grę w ruletkę. Nigdy nie wiadomo, jak podwyższy jego koszt. Bo każdy bank ustala wysokość spreadu według własnych wyliczeń.
U rekordzisty, jakim jest Getin Noble Bank, różnica między ceną zakupu a ceną sprzedaży franka wynosi 37 groszy. To oznacza, że osoba, która wzięła kredyt przeliczony na franki po kursie 2,50 zł, pierwszą ratę spłaci przy przeliczniku 2,87 zł. Wśród banków rekordzistów koszt spreadu w miesięcznej racie może sięgać nawet 100 zł.
Reklama
Które z rozwiązań zaproponowanych przez resort gospodarki ma szansę na realizację, nie wiadomo. Projekt dopiero jest recenzowany przez nadzór finansowy i organizacje konsumenckie. Związek Banków Polskich prawdopodobnie dzisiaj przedstawi oficjalne stanowisko w tej sprawie.
Reklama
Nieoficjalnie pomysł jest ostro krytykowany. Ujednolicenie spreadów porównuje się do obowiązujących w PRL-u absurdalnych cen urzędowych.
– Te rozwiązania na pewno zniechęciłyby banki do udzielania nowych pożyczek walutowych – twierdzi Wojciech Kwaśniak, były szef nadzoru bankowego.
Bo też rozwiązania Pawlaka mocno uszczupliłyby dochody banków. Spready ustalane dla franka przez bank centralny wynoszą zaledwie 2 proc., podczas gdy najniższe w bankach komercyjnych zaczynają się od ponad 4 proc. Górna granica to 13 proc.
– Jeśli rozwiązanie zaproponowane przez resort gospodarki wejdzie w życie, to przy kredycie we frankach w wysokości 300 tys. zł kredytobiorcy będą mogli zaoszczędzić ponad 21 tys. zł – mówi Jarosław Sadowski z Expandera.
Spready to dla banków tak ważne źródło dochodów, że na pewno będą broniły ich do upadłego.