Wprowadzony z dnia na dzień lockdown gospodarki spowodował, że pracodawcy musieli zacząć się liczyć z każdym groszem. A że fundusz wynagrodzeń to zazwyczaj największy koszt pracodawcy, logiczne jest, iż oszczędności szuka się przede wszystkim tam. Oczywiście największe ograniczenie kosztów zatrudnienia osiąga się poprzez zwolnienia pracowników (wzrost bezrobocia w czasach ataku SARS-CoV-2 był zatem nieunikniony).
Jednak obniżenie stanu zatrudnienia sprawdza się wyłącznie na krótką metę. Długookresowo nie zawsze jest to działanie racjonalne, bo kryzys wywołany pandemią ma charakter przejściowy. Kiedyś się skończy, a wtedy pracodawca musiałby szukać nowych pracowników. Na dodatek ustawodawca dość szybko zareagował i wprowadził rozwiązania mające na celu ochronę miejsc pracy – przede wszystkim dofinansowania z wojewódzkich i powiatowych urzędów pracy oraz subwencje z Polskiego Funduszu Rozwoju. Dlatego też, mimo kryzysu, wielu pracodawców stara się utrzymać stan zatrudnienia. W ciągu ostatnich miesięcy pracownicy często mieli wolne z powodu przestoju, gdy pracodawca nie mógł sprzedawać efektów ich pracy. Firmy obawiały się, że kiedy gospodarka ruszy i pojawią się zamówienia, pracownicy dalej będą mieli wolne, bo zaczną brać urlopy. Dlatego naturalne było nakłanianie zatrudnionych, aby wykorzystywali urlopy zamiast przestoju.