Trudno nie odnieść wrażenia, że „taśmy” stały się ostatnio bardzo modne. Nagrania prowadzone z ukrycia grały znaczącą rolę w aferach podsłuchowej i podkarpackiej, głośno było też o taśmach Kaczyńskiego czy nagraniach Leszka Czarneckiego w aferze Komisji Nadzoru Finansowego. Ale potajemne nagrania obecne są nie tylko w polityce. Coraz więcej jest ich także w życiu codziennym Polaków. Nagrywanie bywa dziś standardową procedurą w przypadku zatrudnienia opiekunki do dziecka czy w sprawach rozwodowych. Nie dziwi więc, że rejestrowanie rozmów z ukrycia stało się orężem również w stosunkach pracy. Eksperci są zgodni – dzięki większej dostępności urządzeń do nagrywania dźwięku (i obrazu) oraz prostocie ich użycia pracownicy coraz chętniej korzystają z nich, by zyskać dowód niewłaściwego zachowania ze strony szefa czy współpracownika. Posiadanie haków na pracodawcę czy członka zespołu ma być zabezpieczeniem na przyszłość – na wypadek ewentualnego procesu sądowego.
Nagrywanie bez wiedzy i zgody osoby nagrywanej z pewnością jest kontrowersyjne i nieetyczne. Mimo to sądy pracy dopuszczają takie dowody – zwłaszcza w procesach o dyskryminację i mobbing. Uznają bowiem, że w tym przypadku dobra osobiste, w tym prawo do prywatności, muszą ustąpić przed prawem pracownika do sprawiedliwego procesu.
Nie jest jednak tak, że nagrywać z ukrycia można bez żadnych hamulców. Eksperci wskazują wprawdzie, że co do zasady nagranie rozmowy, w której się uczestniczy, nie jest przestępstwem, ale zakładanie podsłuchów i rejestrowanie konwersacji innych – już tak. Niemniej jednak nagrania naruszają dobra osobiste osób nagrywanych, a wobec tego nagrywający muszą liczyć się z odwetem w postaci procesu o naruszenie tych dóbr. W grę mogą wchodzić także roszczenia odszkodowawcze czy postępowania o naruszenie tajemnicy przedsiębiorstwa. Czasami nagrania mogą być powodem zwolnienia z pracy albo nieprzywrócenia do niej przez sąd. Niebezpieczeństwo tkwi również w spowszednieniu takich nagrań, co z pewnością nie jest pożądanym zjawiskiem społecznym.

To broń obosieczna

Reklama
Gdy mowa o nagraniach w miejscu pracy, na myśl przychodzi przede wszystkim instytucja monitoringu, czyli np. rejestrowanie pracy zatrudnionych za pośrednictwem kamer. Dużo mówi się o tym zwłaszcza w kontekście ubiegłorocznej nowelizacji kodeksu pracy, wprowadzonej w związku z RODO, na mocy której w k.p. pojawiły się przepisy regulujące tę materię. Dużo rzadziej mówi się natomiast o nagraniach wykonywanych przez samych pracowników, choć to zjawisko coraz częściej spotykane w praktyce. Okazuje się bowiem, że zatrudnieni nagrywają swoich przełożonych i pracodawców, a czasami także współpracowników. Oczywiście bez uprzedzenia i zgody drugiej strony.
Reklama
Pracownicy potajemnie nagrywają rozmowy prowadzone ze swoimi przełożonymi zwłaszcza wtedy, gdy przygotowują się do sporu sądowego z pracodawcą – wskazuje Krzysztof Gruszka, radca prawny, prawnik w kancelarii Raczkowski Paruch w biurze w Katowicach.
Nagrywanie pracodawców przez pracowników może mieć miejsce zwłaszcza wtedy, gdy pracownik chce chronić własne dobro, które postrzega jako dobro wyższego rzędu, np. swoje zdrowie. Wówczas ucieka się do pozyskania dowodów negatywnych zachowań przełożonego lub współpracowników w postaci nagrań dokonanych bez uprzedzenia. Bywa, że takie „owoce zatrutego drzewa” trafiają do sądów pracy, pracownicy na nich opierają bowiem swoje roszczenia. Spotykamy się w praktyce z wykorzystywaniem takich nagrań przez zatrudnionych – mówi z kolei Michał Chodkowski, adwokat, partner w kancelarii Łaszczuk i Wspólnicy.
Zdaniem Krzysztofa Gruszki nagrywanie przełożonych przez pracowników to dziś temat bardzo aktualny. Takie zjawiska mogą przybierać na sile. Od kilku lat postępowań, w których ktoś ujawnia fakt nagrania i jego treść powołuje jako dowód, jest coraz więcej – zauważa.
To zresztą nie tylko jego opinia. Podobne spostrzeżenia mają też inni prawnicy.
W ostatnich pięciu latach obserwuję wzrost liczby spraw, w których pojawia się nagranie pracownika. Dostaję też wiele pytań dotyczących dopuszczalności nagrywania pracodawców i powoływania takich nagrań przed sądem – wskazuje dr Małgorzata Pundyk-Glet, właściciel kancelarii www.kancelaria-porada.pl oraz Ogólnopolskiej Szkoły Prawa.
Na przestrzeni ostatniego półrocza miałam trzy lub cztery takie przypadki – podaje z kolei dr Magdalena Zwolińska, adwokat, partner w kancelarii NGL Wiater.