Rząd w Berlinie przyjął wczoraj projekt mający ułatwić obcokrajowcom podejmowanie prac w RFN. Polskie firmy obawiają się, że będzie to oznaczać odpływ Ukraińców za Odrę. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców oszacował niedawno, że z Polski może wyjechać 500 tys. przybyszów ze Wschodu. Oznacza to, że do Niemiec wyjechałby co drugi ukraiński pracownik zatrudniony w naszym kraju.
Projekt, który będzie musiał jeszcze zostać zatwierdzony przez Bundestag, budzi również obawy w samej RFN, gdzie rośnie niechęć wobec migracji. Ale Berlin zapewnia, że pakiet jest skierowany przede wszystkim do wykwalifikowanych specjalistów spoza państw unijnych. Nowe przepisy ułatwią i skrócą procedury oraz umożliwią uznawanie zagranicznych dyplomów. Ma to zapełnić lukę na niemieckim rynku pracy, na którym brakuje nawet 1,5 mln pracowników (problem z zapełnieniem wakatów ma co trzeci niemiecki przedsiębiorca). Nasz rząd na razie przygląda się temu procesowi. – Zobaczymy, jakie będą efekty uwolnienia rynku niemieckiego i jakie ostatecznie rozwiązania wejdą w życie – komentuje wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Stanisław Szwed.
Z punktu widzenia Ukraińców za Polską przemawiają bliskość geograficzna i kulturowa oraz mniejsze koszty życia. Za RFN – dużo wyższe zarobki. – Od kilku miesięcy czytam w polskich mediach, ilu to obywateli Wschodu nie wyjedzie nad Ren. Ta teza jest jednak bardzo na wyrost – uważa Ołena Babakowa, dziennikarka specjalizująca się w tematyce migracyjnej. W jej ocenie pomimo liberalizacji niemieckiego prawa Polska pozostanie dla jej rodaków atrakcyjna.
Reklama
Większość Ukraińców pracuje w Polsce sezonowo. Firmy załatwiają im oświadczenia wcześniej, co oznacza, że mogą zacząć zarabiać pierwszego dnia po przyjeździe. Dodatkowo jedna trzecia przedsiębiorców zapewnia im zakwaterowanie, więc mogą pracować trzy miesiące bez ponoszenia dodatkowych kosztów.
Reklama
Zdaniem Babakowej Berlin nie będzie w stanie zapewnić Ukraińcom szybkiej legalizacji pracy. Ponadto wyjazd do RFN będzie się wiązał z dodatkowymi kosztami. – To będzie czasochłonna procedura. Nie widziałam wzmianki, by Niemcy mieli zatrudniać tych, którzy przyjechali w ramach ruchu bezwizowego. Ukraińcy najpierw będą musieli wystąpić o niemiecką wizę, potem znaleźć pracodawcę, a po przyjeździe nostryfikować dyplom. To może trwać miesiąc, dwa. I nie sądzę, by wielu Ukraińców miało te 2 tys. euro, żeby sobie pozwolić na wyjazd nad Ren – uważa dziennikarka.
Podobnego zdania jest minister Szwed. – Nie spodziewam się dużego odpływu Ukraińców. W naszym prawie regulacje dotyczące zwłaszcza pracy na oświadczenie czy sezonowej są korzystne – mówi. Jak wynika z szacunków demografów, w ciągu roku przebywa u nas od 600 tys. do miliona oywateli ze Wschodu. Jak mówi Andrzej Kubisiak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego, biorąc pod uwagę, że aktywnych zawodowo jest ponad 16,6 mln osób, to Ukraińcy nie odgrywają kluczowej roli na polskim rynku pracy.
Nawet gdyby do Niemiec odpłynęło 30 proc. Ukraińców, nie spowodowałoby to kadrowej katastrofy u nas. Choć oczywiście byłoby dodatkowym wyzwaniem dla naszych pracodawców, którzy już dzisiaj borykają się z trudnościami rekrutacyjnymi – zaznacza Kubisiak.
Branże, które mogą odczuć odpływ, to produkcja, budownictwo, logistyka i handel; one już dzisiaj mają największe deficyty. Niemniej nasz rozmówca nie spodziewa się exodusu Ukraińców. – Oni raczej nie spakują w jednej chwili walizek i nie wyjadą. Zdecyduje się na to zapewne niewielka część. Dużo większym problemem może być to, że ci pracownicy, którzy dopiero mieliby do nas przyjechać, wybiorą Niemcy – ocenia ekspert.
Choć dzisiaj zagrożenie nie jest duże, to na dłuższą metę to Niemcy są znacznie atrakcyjniejszym rynkiem pracy. To ważne zwłaszcza w kontekście najlepiej wykwalifikowanych pracowników. Działania polityków z Berlina będą powodowały ich odpływ z polskiego rynku.
Czy możemy temu w jakikolwiek sposób przeciwdziałać? Tak, zmieniając politykę migracyjną, co od miesięcy jedynie planujemy. W pierwszym rzucie miała to być ustawa o rynku pracy, która zawiera np. wydłużenie do roku możliwości zatrudnienia na oświadczenia, przyspieszenie uzyskiwania zezwoleń czy ułatwienia dla zagranicznych małżeństw. Niestety, rządowe prace nad nowymi przepisami stanęły. – Czekamy na decyzję komitetu stałego rządu – mówi wiceminister Szwed.
Z nieoficjalnych rozmów z politykami PiS wynika, że prace nad ustawą zostały zahamowane z pobudek politycznych. PiS przed wyborami europejskimi i parlamentarnymi obawia się ataków z prawej strony, że luzuje politykę migracyjną. Te obawy nie tylko zmniejszają szansę na przyjęcie ustawy o rynku pracy, ale i przekreślają wcześniejsze zamiary przygotowania gospodarczej wersji polityki migracyjnej. Założenia takiego dokumentu są gotowe od połowy roku, ale w tej kadencji nie ma i raczej nie będzie dla nich zielonego światła. I to pomimo że o tego rodzaju polityce mówi Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju.