W lipcu zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw – czyli firmach, w których pracuje powyżej dziewięciu osób – wyniosło niespełna 5,529 mln. Było identyczne jak w czerwcu i identyczne jak w lipcu 2011 r. – podał GUS. Ale w sumie od stycznia tego roku w sektorze przedsiębiorstw ubyło już 22 tys. miejsc pracy i do końca roku prawdopodobnie liczba osób zatrudnionych zmniejszy się o kolejne 15 – 20 tys. – uważa Adam Czerniak, ekonomista Kredyt Banku.
Rynek spodziewał się hamowania wzrostu zatrudnienia w przedsiębiorstwach. Zaskoczyły natomiast wynagrodzenia. Przeciętne brutto wyniosło 3,7 tys. zł i choć było o 2,4 proc. wyższe niż przed rokiem, to w porównaniu z czerwcem obniżyło się o 1,5 proc. Tymczasem ekonomiści spodziewali się, że roczny wzrost wyniesie 4 proc., czyli pokryje poziom inflacji. Odczyt za lipiec pokazuje, że realnie, czyli po odliczeniu wzrostu cen, gospodarstwa domowe mają coraz mniej środków do dyspozycji – tłumaczy Adam Czerniak. W kolejnych miesiącach oczekujemy utrzymania tempa wzrostu wynagrodzeń na poziomie ok. 3 proc. r/r. Dynamikę płac ograniczać będą podwyższony poziom bezrobocia, narastające zatory płatnicze w gospodarce, a także tegoroczna podwyżka składki rentowej zwiększająca pozapłacowe koszty pracy w firmach – dodaje.
Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Banku, uważa, że pozytywnym aspektem danych jest to, że pracownicy akceptują niski wzrost płac. Wzrost gospodarczy hamuje. Gdyby dynamika wynagrodzeń nie obniżała się tak szybko, to już teraz obserwowalibyśmy silny spadek liczby pracujących i wzrost stopy bezrobocia – mówi. Co nie oznacza, że bezrobocie nie wzrośnie. Zdaniem ekspertów do końca roku może się podnieść nawet do 14 proc. z 12,3 proc. w lipcu. Obecny brak poprawy na rynku pracy zapowiada jeszcze gorszą końcówkę tego roku. W ostatnich miesiącach obserwujemy minimalną dynamikę tworzenia nowych miejsc pracy, szczególnie tych, które uznawane są za pierwsze prace, co w największym stopniu przekłada się na wzrost bezrobocia wśród osób młodych – podkreśla Tomasz Hanczarek, prezes zarządu Work Service. Jego zdaniem firmy, nawet w tych sektorach, którym nadal powodzi się nieźle, zamiast zwiększać zatrudnienie, starają się realizować obecne zamówienia podstawową załogą. Skutkiem tego jest wydłużanie czasu pracy obecnych pracowników i brak nowych etatów.
Eksperci nie ukrywają, że na rynku pracy mogłoby być lepiej. Patologią obecnego systemu jest to, że urzędy pracy zajmują się dzisiaj również osobami, które nie szukają zatrudnienia, ale zależy im, aby zachować prawo do ubezpieczenia zdrowotnego i tylko po to rejestrują się w urzędach. Takie osoby to jedna trzecia zarejestrowanych – mówi Dominika Staniewicz, minister ds. rynku pracy Gospodarczego Gabinetu Cieni BCC. Bardzo trafny jest pomysł wiceministra pracy Jacka Męciny, aby pracownicy urzędów zamiast wypisywać zaświadczenia, zostali skierowani do pracy z osobami bezrobotnymi i pracodawcami – dodaje. Tyle że zanim od pomysłu przejdziemy do realizacji, kryzys może przeminąć i problem sam się rozwiąże.
Reklama