Co roku lista spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa, których szefowie otrzymują nawet 70 tys. zł miesięcznie z tytułu umów cywilno-prawnych, coraz bardziej się wydłuża. Wczoraj pisaliśmy o praktyce omijania ustawy kominowej w szpitalach i przychodniach. Ale problem dotyczy nie tylko służby zdrowia.
Ustawa kominowa ogranicza wynagrodzenia szefów spółek państwowych do sześciokrotności średniej pensji brutto w sektorze przedsiębiorstw, czyli ok. 22 tys. zł. Ale daje furtkę, dzięki której z przyzwoleniem Ministerstwa Skarbu Państwa i innych resortów nadzorujących wielkie firmy ten próg jest omijany. Wystarczy, że zgodę na taki ruch wyrazi rada nadzorcza firmy, a prezes założy działalność gospodarczą i z własnej kieszeni kupi ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej z tytułu zarządzania spółką.
Dzięki tej furtce wynagrodzenia wystrzeliły ostatnio w PKP SA, spółce matce na kolei, oraz – o dziwo – PKP Polskich Liniach Kolejowych. To firma zarządzająca kolejową infrastrukturą odpowiedzialna za program modernizacji torów. Problem w tym, że kompletnie nie radzi sobie z inwestycjami i grozi jej zwrot sporej części unijnych dotacji. Kontrakty otrzymują nowi członkowie zarządu, którzy mają jasny cel: uratować miliardy dla kolei. Nie może być więc mowy o nagradzaniu za porażki – mówi DGP Adrian Furgalski, ekspert z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
W podobnym tonie wypowiada się Mikołaj Karpiński, rzecznik resortu transportu. Pozyskanie odpowiedniej kadry menedżerskiej z wynagrodzeniem określonym w ustawie kominowej było zadaniem trudnym do zrealizowania - dodaje. A 139 tys. zł miesięcznie dla trzyosobowego zarządu PKP SA pozwoliło ściągnąć Jakuba Karnowskiego, byłego szefa PKO TFI, oraz Piotra Ciżkowicza z Ernst & Young. Maria Wasiak utrzymała stanowisko. W PKP PLK kontrakt otrzymał Jacek Kałłaur, były szef kadr w Telekomunikacji Polskiej, oraz Bogumiła Chlebicka, kiedyś członek zarządu TP Invest, spółki zależnej od Telekomunikacji Polskiej.
Reklama
Pensje z pominięciem ustawy kominowej rosną też w górnictwie. W grudniu 2011 r. kontrakty menedżerskie otrzymał zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Członkowie kierownictw 18 innych nadzorowanych przez resort gospodarki spółek nie mogą na to liczyć. Wśród nich jest m.in. Kompania Węglowa, największa spółka górnicza w UE, przed którą stoją potężne wyzwania związane z restrukturyzacją i spłatą zadłużenia, a w perspektywie dwóch lat wprowadzenie na giełdę. Kierująca spółką Joanna Strzelec-Łobodzińska musi poczekać na swoją kolej. Np. do momentu, kiedy Skarb Państwa zejdzie z akcjonariatu poniżej poziomu 51 proc. – wtedy kominówka już nie obowiązuje. Tak stało się np. w Orlenie.
Reklama
Spośród ponad dwustu spółek nadzorowanych przez MSP i objętych ustawą kominową kontrakty menedżerskie dla kadry zarządzającej wprowadzono w czterech firmach. To PGE i Enea z sektora energetycznego, Gaz-System zarządzający infrastrukturą przesyłową oraz Huta Cynku Miasteczko Śląskie. Dzięki temu ruchowi były już szef PGE Tomasz Zadroga mógł w 2010 r. zarobić 1,5 mln zł. Na wyższe apanaże może liczyć kierujący Eneą Maciej Owczarek.
Typowym przykładem omijania ustawy kominowej bez przyznawania kontraktów menedżerskich jest pełnienie funkcji w radach nadzorczych tak dobranych firm, by nie dotyczyła ich kominówka. Chodzi np. o spółki wnuczki, czyli takie, w których udziały ma spółka zależna od tej kontrolowanej przez Skarb Państwa (spółki trzecie w kolejności zależności do spółki kontrolowanej przez państwo).
Tu nie działają obostrzenia ustawy zarówno pod względem wysokości wynagrodzenia, jak i możliwości członkostwa w więcej niż jednej radzie nadzorczej. Ustawa kominowa to twór polityków pokazujący wyborcom iluzję sprawiedliwości, której i tak nie ma – mówi Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. Utrzymywaniu ustawy sprzeciwia się także Maciej Grelowski z Business Centre Club. Omijanie jej poprzez kontrakty to prosta droga do demoralizacji kadry zarządzającej i obniżanie prestiżu zarządu – uważa Maciej Grelowski.