Lepiej już było

Będzie jednak jeszcze gorzej. Inflacja nie odpuszcza, a podwyżki płac będą w następnych miesiącach skromne – mówi Karolina Sędzimir, ekonomista PKO BP. W efekcie jej zdaniem w całym roku realny wzrost wynagrodzeń wyniesie tylko 0,1 proc. Jeszcze większym pesymistą jest dr Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku. Według niego podwyżki pensji w całości pochłonie inflacja. Nieco korzystniejszą prognozę ma Bank Millennium. Według naszych szacunków w całym roku średnie płace zwiększą się nominalnie o 4 proc. przy 3,9-proc. inflacji. Ich siła nabywcza zwiększy się więc o 0,2 proc. – twierdzi Urszula Kryńska, ekonomista tego banku.
Niezależnie jednak od tego, kto ma rację, jeśli potwierdzą się te prognozy, to tak źle nie było od 1992 r., kiedy to realne zarobki w przedsiębiorstwach skurczyły się o 3,6 proc. W następnych latach już tylko rosły – najmniej w 2004 r. (o 0,8 proc.), a najwięcej w 2007 r. (6,8 proc.).
Reklama

Brak presji płacowej

Reklama
Eksperci są zgodni, że tegoroczny bardzo niski wzrost siły nabywczej zarobków to nie tylko efekt wysokiej inflacji. To także rezultat małego nominalnego wzrostu wynagrodzeń. Wynika on z trudnej sytuacji na rynku pracy – ocenia Kryńska. Potwierdzają to dane GUS. Według nich bezrobocie jest wciąż wyższe niż przed rokiem. W maju zarejestrowana armia osób bez zajęcia liczyła ponad 2 mln, a stopa bezrobocia wyniosła 12,6 proc. – wynika ze wstępnych danych resortu pracy. A perspektywy też nie są dobre. Analitycy oczekują, że w końcu roku bezrobocie będzie wciąż na wysokim poziomie – może wynieść od 12,7 do nawet 14 proc. To sprawia, że w przedsiębiorstwach nie ma silnej presji na wzrost płac. Pracownicy obawiają się bowiem utraty pracy.

Podwyżki się zdarzają

W pierwszych czterech miesiącach tego roku średnie wynagrodzenie w przedsiębiorstwach wyniosło 3675 złotych i było wyższe niż przed rokiem o 4,5 proc. Ale po uwzględnieniu inflacji jego siła nabywcza zwiększyła się zaledwie o 0,5 proc. - podał GUS.
Ponadto przedsiębiorstwa szykują się na trudniejsze czasy, bo kryzys w Unii Europejskiej obejmuje coraz więcej krajów. Trzymają więc płace na mocnej uwięzi. W efekcie nawet w górnictwie węgla kamiennego i brunatnego średnie płace w pierwszych czterech miesiącach tego roku były tylko o 3,9 proc. wyższe niż przed rokiem. A więc wzrosły mniej niż inflacja. Jednak górnicy nie muszą narzekać, bo i tak ich średnie wynagrodzenia są wysokie – ostatnio wyniosły 6180 zł. W następnych miesiącach jeszcze wzrosną, bo nie zakończyły się jeszcze negocjacje płacowe w części kopalń. Z drugiej strony zarobki na przykład w firmach odzieżowych wzrosły o 5,2 proc., a więc zwiększyły się realnie o ponad 1 proc. Z tym że średnia płaca w tej branży wynosi zaledwie 2002 zł i w ciągu roku wzrosła tylko o 99 zł. Z kolei wzrost płac w energetyce o 6 proc. podniósł średnie zarobki aż o 327 zł do 5790 zł.
Niewielki wzrost średnich realnych wynagrodzeń w całym sektorze przedsiębiorstw będzie dotkliwy dla wielu rodzin. Płace stanowią bowiem główne źródło tak zwanego dochodu rozporządzalnego gospodarstw domowych, przeznaczonego przede wszystkim na niezbędne wydatki. Ale w ubiegłym roku, nawet przy 0,9 proc. wzroście siły nabywczej płac w przedsiębiorstwach, zmniejszył się on realnie o 1,4 proc. – po sześciu kolejnych latach wzrostu. W tym roku ten spadek może być jeszcze większy.