Negocjacje nic nie dały. Ani Rosjanie, ani Ukraińcy, nie ugięli się. "Ukraina nie zwróciła długów za dostarczony jej gaz. Kontrakt wygasł" - stwierdził prezes rosyjskiego koncernu, Alieksiej Miller i nakazał zakręcenie kurka z gazem 1 stycznia o godzinie 8.

Reklama

Na reakcję Ukrainy nie trzeba było długo czekać. Kijów zaproponował wznowienie negocjacji. Ale na określonych warunkach. "Strona ukraińska proponuje, do czasu podpisania nowego kontraktu, utrzymanie tego samego poziomu dostaw i tranzytu gazu a także jego ceny" - powiedział przedstawiciel urzędu prezydenckiego do spraw bezpieczeństwa energetycznego Bohdan Sokołowski.

Dodał, że Ukraina gotowa jest rozpocząć nową rundę negocjacji "w nadchodzących dniach, a nawet godzinach". Poinformował też, że notę przekazano z inicjatywy prezydenta Wiktora Juszczenki.

To jednak nie przekonało Rosjan. Całkowicie odcięli dostawy gazu dla Ukrainy. Plynie jedynie paliwo, które ma trafiać na Zachód. Aby uspokoić Unię Europejską, koncern zwiększył ciśnienie gazu w innym rurociągu, biegnącym przez Woroneż, którym również eksportuje surowiec na Zachód.

Reklama

Rosja: Ukraina szantażuje Europę

Gazprom, w sotatnim dniu 2008 roku, oskarżył Ukraińców, że szantażują Europę energetycznym paraliżem. W liście do koncernu mieli postawić ultimatum: albo Ukraina ma przedłużone dostawy gazu, albo kraj wstrzymuje tranzyt na Zachód. Kijów zaprzecza. Ale idzie na zwarcie. Choć Gazprom wyliczył, że gazowe zadłużenie Ukrainy sięga 2 miliardów dolarów, ta chce oddać tylko 1,5 miliarda.

Nie wiadomo, czy Kijów ma jakiś awaryjny plan. Ukraina zapewnia jednak, że dostawy gazu do Europy Zachodniej nie będą zakłócone. "Europa otrzyma cały gaz, jaki Rosja jej dostarczy" - uspokaja Bohdan Sokołowski, doradca do spraw bezpieczeństwa ukraińskiego prezydenta Wiktora Juszczenki.

Reklama

Rosja żąda spłaty i długu i odsetek

Choć rząd Julii Tymoszenko zapewniał we wtorek, że kryzys jest zażegnany, bo są pieniądze na spłatę zadłużenia wobec Gazpromu, Rosjanie widzą to inaczej. Wiadomo już, że Gazprom żąda milionowych odsetek od długu. W sumie opłacenie się Rosji musiałoby kosztować Ukrainę aż 2 miliardy dolarów - co w dobie krachu finansowego na świecie jest sporą sumą.

Strony oskarżają się wzajemnie o złą wolę. Rzecznik Gazpromu Siergiej Kuprianow powiedział, że rosyjski koncern otrzymał od państwowej spółki paliwowej Naftohaz Ukrainy list z pogróżkami. Ukraińcy mieli w nim ostrzec, że w razie niepodpisania umów na dostawy gazu w przyszłym roku, paliwo płynące przez ten kraj do Unii Europejskiej zostanie uznane za "niczyje" i skonfiskowane.

"Nie widziałem takiego listu i wątpię, by pismo tej treści w ogóle mogło być wysłane" - powiedział Jurij Prodan, minister do spraw paliw i energetyki w ukraińskim rządzie. Naftohaz nie wypowiedział się dotychczas w tej sprawie. Zapowiedział jedynie, że w tym roku nie zapłaci Gazpromowi więcej niż 1,5 miliarda dolarów.

Przez konflikt o sporne 500 milionów dolarów kurek z rosyjskim gazem dla Ukrainy od 1 stycznia pozostanie zakręcony. I wiele wskazuje, że nikt go za szybko się nie odkręci.