Do niedawna dezinformację i dwuznaczne ruchy traktowano w Europie jako modus operandi Kremla. Dla kontrastu – Chiny postrzegano jako pragmatycznego partnera, skupionego głównie na handlu i robieniu biznesu. Po wszczęciu wojny celnej przez prezydenta USA Donalda Trumpa w 2018 r. Państwo Środka zachęcało nawet unijnych liderów do wspólnego sojuszu na rzecz obrony swobodnego przepływu towarów na świecie. Ale w mijającym roku wizerunek Chin w Europie został radykalnie skorygowany. Głos zwolenników zacieśniania więzów z Pekinem wybrzmiewa mniej donośnie niż obawy o jego prawdziwe intencje.

Chiny szeroko zamknięte

W zamyśle Pekinu mijający rok miał upłynąć pod znakiem chińsko-europejskiego zbliżenia. Relacje z Państwem Środka były też jednym z priorytetów Niemiec na czas ich przewodnictwa w Radzie UE w drugiej połowie roku. Punktem zwrotnym we wzajemnych stosunkach miał być planowany na 14 września szczyt w Lipsku. Pandemia przekreśliła jednak perspektywę osobistego spotkania chińskiego prezydenta Xi Jinpinga z europejskimi liderami i rozmowy musiały się odbyć online. Ale to zapewne niejedyny powód, dla którego szczyt w Lipsku odwołano.
Reklama
Na spotkaniu miała zostać podpisana umowa inwestycyjna, która zwiększyłaby dostęp europejskiego biznesu do chińskiego rynku. Porozumienie jest negocjowane od prawie siedmiu lat i liczono, że w tym roku w końcu uda się je sfinalizować. Jednak już w czerwcu szef Izby Handlowej UE w Chinach Jörg Wuttke podkreślał, że nie można mówić o kompromisie i spotkaniu się w połowie drogi, bo Europa już jest otwarta na chińskich inwestorów. Teraz przyszła pora, aby to Państwo Środka szerzej uchyliło drzwi do swojego rynku dla unijnych producentów z sektora motoryzacyjnego, biotechnologicznego oraz branży mikroprocesorów. Według źródeł unijnych przywódcy mieli dopiąć porozumienie 30 grudnia. Zamykaliśmy ten numer w oczekiwaniu na ogłoszenie oficjalnej informacji o zamknięciu rozmów.
Reklama
W dyplomatycznej ofensywie Pekinu wobec Europy wybrzmiewały w minionym roku nowe, nieznane dotąd tony.