Polscy samorządowcy zabiegają w Brukseli o rozwiązanie, w którym eurofundusze – w razie ich przyblokowania – będą trafiały do kraju z pominięciem rządu. Ale taka operacja może być trudna do przeprowadzenia. Istnieje ryzyko, że ewentualne straty w eurodotacjach trzeba będzie zrekompensować z budżetu – nie tylko centralnego, ale być może też samorządowych.
Lobbing naszych włodarzy odbywa się dwutorowo. Z jednej strony naciskają na PiS i rząd, by wycofał się z weta do nowego budżetu UE i funduszu odbudowy, wskazując, że utrzymanie się tego sprzeciwu pozbawi nasz kraj szans na rozwój. "Teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy wsparcia finansowego, aby utrzymać miejsca pracy, zapewnić przetrwanie przedsiębiorstw oraz opiekę zdrowotną i bezpieczeństwo dla wszystkich mieszkańców naszych regionów, miast i wsi" – napisała we wspólnym oświadczeniu delegacja naszych włodarzy w Brukseli. Z drugiej strony samorządowcy próbują przygotować się na scenariusz, w którym – wskutek wdrożenia spornego rozporządzenia unijnego i powiązania wypłaty eurofunduszy z zasadami praworządności – środki dla Polski mogą być w przyszłości zablokowane.
W tej drugiej sprawie głównym pasem transmisyjnym między polskimi samorządami a Brukselą jest Komitet Regionów (KR), ciało doradcze Komisji Europejskiej (KE), w którym zasiadają władze lokalne i regionalne z całej UE. Jednym z najbardziej aktywnych jest prezydent stolicy Rafał Trzaskowski. Już rozmawiał z szefem KR, Grekiem Apostolosem Tzitzikostasem oraz z Manfredem Weberem, przewodniczącym frakcji Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim. – W rozmowach z unijnymi politykami zabiegam o rozwiązania zwiększające możliwość bezpośrednich transferów funduszy do samorządów – informuje Trzaskowski. Aktywni na forum UE są także marszałkowie województw zachodniopomorskiego i wielkopolskiego. – Już dwa lata temu podnosiliśmy ten problem, nasz głos jest słyszany i dobrze rozumiany w Brukseli – podkreśla Olgierd Geblewicz, włodarz z Zachodniopomorskiego.
Reklama
Samorządowcom zależy, by w przypadku zamrożenia Polsce eurofunduszy, KE "ukarała" jedynie rząd, a nie wszystkich beneficjentów. Czyli np. zablokowała pieniądze w ramach krajowych programów operacyjnych (które nadzoruje rząd), ale zostawiła w spokoju eurofundusze płynące do nas poprzez programy regionalne (zarządzane przez marszałków województw) czy konkursy nadzorowane bezpośrednio przez KE.
Reklama
Jak mówi nam marszałek woj. wielkopolskiego Marek Woźniak, zgodnie z rozporządzeniem wiążącym fundusze z praworządnością samorządy będą mogły znaleźć się między młotem a kowadłem. – Decyzja o zatrzymaniu lub zredukowaniu wsparcia nie zwalnia nas z obowiązku zasilenia beneficjenta, jeśli prawidłowo zrealizował projekt. Może się więc okazać, że ciężar zobowiązania wobec beneficjenta spadnie na nas pomimo braku zasilania z poziomu krajowego. To jest bardzo czarny scenariusz, ale całkowicie wykluczyć go nie można. Wówczas pojawiłaby się konieczność wypłacenia środków z budżetu samorządowego, co byłoby bardzo ryzykowne, biorąc pod uwagę wielkości kwot i nasze możliwości finansowe – przewiduje.
Rozporządzenie przewiduje ochronę odbiorców europejskich środków. Zgodnie z nim pieniądze zablokowane przez Brukselę ma wypłacić państwo członkowskie. – Rozporządzenie chroni beneficjentów i to jest słuszne, ale samorządy oraz rząd traktuje się jako jeden byt. Uczestnicy procesu dystrybucji tych środków nie są chronieni – zauważa Woźniak.
Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej potwierdza, że mechanizm warunkowości w proponowanym obecnie kształcie nie dzieli państw na poziom krajowy i regionalny. – A to oznacza, że hipotetyczne jego zastosowanie wobec jakiegokolwiek państwa członkowskiego będzie dotyczyło zarówno państwa członkowskiego, jak i jego regionów – wskazuje resort.
Rozporządzenie przewiduje jeszcze jeden scenariusz, że straty rekompensować będzie sama Komisja Europejska. Nie wchodzi jednak w grę – jak wyjaśniają prawnicy Parlamentu Europejskiego – bezpośrednie zarządzanie przez Brukselę pieniędzmi, które zostały przekazane państwu członkowskiemu, a następnie zablokowane.
Z samorządów również słychać głosy, że ominięcie rządu jest możliwe, ale trudne do wykonania. – W przypadku blokady środków musiałoby dojść do rewizji instrumentów wsparcia. Tam jest niby furtka, która mówi o możliwości bezpośredniego finansowania niektórych projektów, bez pośrednictwa rządu. Ale chyba na dużo liczyć nie możemy, bo to się wiąże z tzw. certyfikacją instytucji wdrażającej i płatniczej. Mówiąc inaczej, trzeba wykazać odpowiednie oprzyrządowanie i zasoby ludzkie, które mogłyby obsługiwać fundusze europejskie. W tej chwili taką certyfikacją dysponują instytucje i agencje rządowe, same instytucje brukselskie nie obsłużą całości. Nawet w przypadku regionalnych programów operacyjnych marszałkowie są jednostką zarządzającą, czyli wdrażają programy, ale to wojewodowie pełnią funkcję płatnika – wyjaśnia Leszek Świętalski ze Związku Gmin Wiejskich RP.
Działania samorządowców nie podobają się politykom PiS. – Samorząd jest ważny, bardzo cenię sobie działalność lokalnych władz, ale to, co tyczy się całego kraju i reprezentowania nas na zewnątrz, jest domeną rządu. Obecne działania podejmowane przez niektórych samorządowców w kwestii praworządności i sposobu dystrybucji funduszy europejskich oceniam jako bezpodstawne i wręcz bezprawne. To rząd reprezentuje nasze stanowisko i bierze udział w negocjacjach z Brukselą – komentuje Sylwester Tułajew (PiS), wiceprzewodniczący sejmowej komisji ds. UE.
W piątek premier Mateusz Morawiecki potwierdził w rozmowie z niemiecką kanclerz Angelą Merkel gotowość Polski do zawetowania nowego unijnego budżetu, jeśli nie dojdzie do porozumienia w sprawie praworządności. – Dotychczasowy projekt rozporządzenia w sprawie ochrony budżetu UE w przypadku uogólnionych braków w zakresie praworządności w państwach Wspólnoty nie został zatwierdzony i nie może zostać przyjęty – poinformował.