Tygodnik przypomina wydarzenia z września 2019 r., kiedy Merkel - na prośbę byłego ministra obrony Karla-Theodora zu Guttenberga, który lobbował za spółką - podczas wizyty w Chinach promowała Wirecard. Spółka oferująca m.in. płatności przez internet zbankrutowała w czerwcu tego roku po tym, jak wykryto w niej malwersacje finansowe sięgające 2 mld euro.

Reklama

Merkel tłumaczyła później, że pomoc niemieckim firmom za granicą jest czymś normalnym, a ona sama nie wiedziała nic na temat nieprawidłowości w spółce. Jak pisze "Der Spiegel", to wytłumaczenie jest niewystarczające, bo aby nabrać podejrzeń co do Wirecard "wystarczyło przeczytać gazetę". Tygodnik zaznacza, że już w 2015 roku na łamach "Financial Times" pojawiły się pierwsze teksty na temat podejrzeń co do "kreatywnej księgowości" uprawianej przez spółkę. Co więcej, w 2019 r. niemiecki regulator finansowy Bafin wszczął dochodzenie w sprawie firmy. I choć urząd nie dopatrzył się nieprawidłowości, to - jak twierdzi tygodnik - kancelaria Merkel "powinna przynajmniej zachować ostrożność ws. lobbingu Wirecard".

Sprawą jednego z największych skandali finansowych w Niemczech, a także rolą niemieckiego rządu - ma się w poniedziałek i wtorek zająć komisja finansów Bundestagu. Kancelaria Federalna ma wysłać tam swojego przedstawiciela. Opozycja chce utworzenia specjalnej komisji śledczej do zbadania afery, zwłaszcza że ws. Wirecard lobbowali politycy rządzącej CDU, były burmistrz Hamburga Ole von Beust i były koordynator służb specjalnych Klaus-Dieter Fritsche.

Jednym z głównych tematów poruszanych podczas komisji będzie jednak rola dyrektora ds. operacyjnych Wirecard Jana Marsalka. Jak doniósł w poniedziałek "Handelsblatt", poszukiwany przez Interpol Austriak, który w przeszłości chwalił się kontaktami m.in. z rosyjskimi służbami, przebywa obecnie w Moskwie, gdzie jest pod ochroną Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR).

Reklama