Obowiązujące od siedmiu lat przepisy sprawiają, że szefowie największych krajowych firm, jak PZU, PKO BP, PKP czy Ruch, mogą dostać miesięcznie nie więcej niż sześciokrotność przeciętnej pensji krajowej, a więc co najwyżej 18,8 tysiąca złotych.

Reklama

Przez "ustawę kominową" szefowie zarabiają nierzadko mniej niż ich pracownicy. Mówi się na przykład, że niektórzy piloci w LOT dostają dwa, trzy razy więcej niż prezes spółki - pisze "Gazeta Prawna". Rozbieżność między pensjami prezesów "państwowych" a "prywatnych" najlepiej widać na porównaniu. Prezes zarządu prywatnego banku Pekao Jan Krzysztof Bielecki zarobił w 2007 roku 2,85 miliona złotych, gdy jego odpowiednik z państwowego banku PKO BP, Rafał Juszczak - dziesięć razy mniej.

Rząd chce szybko te rozbieżności znieść. Dlatego zabiera się za "ustawę kominową" i już wkrótce do kieszeni szefów państwowych spółek popłynie strumień pieniędzy. Ich pensje wzrosną nawet dziesięciokrotnie.

Minister skarbu Aleksander Grad spieszy się z powyżkami. Nowe zasady wynagradzania chce wprowadzić jeszcze przed wakacjami - pisze "Gazeta Prawna".